Jest coś ujmującego w miastach, które na siłę nie próbują być wielką europejską metropolią. Lublana należy do tej rzadkiej kategorii stolic, które czują się komfortowo we własnej skórze. Ani za duże, ani za małe, ani prowincjonalne, ani pretensjonalne. Słoweńska organizacja turystyczna ukuła powiedzenie: Ljubljana je ljubljena – Lublana jest ukochana. Po kilku dniach spędzonych w tym mieście zaczynamy rozumieć, skąd ta miłość. Lublana zdaje się być jak wyciągnięta z romantycznej powieści. Jest kameralna i spokojna, ale też elegancka i niestroniąca od południowego luzu.
Pierwsze wrażenie może być mylące. Wysiadamy z autobusu na dworcu, który wygląda jak każdy dworzec w Europie Środkowej. Ale wystarczy przejść kilkaset metrów w stronę centrum, przekroczyć most nad Ljubljanicą i nagle znajdziemy się w zupełnie innym świecie. Trochę tu jak w Paryżu, bo chodniki są okupowane przez niewielkie stoliki, a przy każdym siedzą pary znajomych lub zakochani i rozmawiają. Z drugiej strony wszechobecna zieleń, która kojarzy się nie z metropolią, a sielskim miasteczkiem ukrytym gdzieś w dalekiej dolinie. A na dokładkę liczni rowerzyści, na szczęście z większą kulturą jazdy niż w Warszawie i mniej brawurowi niż w Amsterdamie.
Lublana w odbiciu wody
284 tysiące mieszkańców to dokładnie tyle, ile potrzeba, żeby miasto tętniło życiem, ale jednocześnie zachowało ludzki wymiar. Możemy przejść całe centrum w godzinę, ale odkrywanie wszystkich jego zakamarków zajmie tygodnie. Lublana różni się od innych europejskich stolic. Nie ma tu drapaczy chmur, międzynarodowych korporacji i tłumów turystów. Jest za to coś cenniejszego – autentyczność i poczucie, że miasto należy do mieszkańców, a nie do developerów czy globalnych marek.
Sercem stolicy Słowenii jest z pewnością Ljubljanica – jedna z najbardziej intrygujących rzek Europy. Zanim dotrze do miasta, siedem razy niknie pod ziemią, przepływa przez jaskinie i wynurza się za każdym razem pod inną nazwą. Zaczyna jako Trbuhovica, a kończy jako Lubljanica. W swoim betonowym korycie płynie leniwie, jakby odpoczywała po podziemnych perypetiach. Za to wokół niej tętni życie za sprawą licznych restauracji, kawiarni czy po prostu mieszkańców, którzy spacerują przy nadbrzeżu. Zostało ono zaprojektowane na nowo przez Jožego Plečnika w latach 30. XX wieku, jest pełne smaku i naprawdę ozdabia Lublanę. Balustrady, rzędy drzew, kamienne schody prowadzące wprost do wody. Ile bym dała, aby tak wyglądała Wisła w Warszawie!
W Warszawie mamy Syrenkę, a w Lublanie króluje Ekvorna – bogini bagien, opiekunka miasta i wody.
Miasto wyjątkowych mostów
Skoro mamy rzekę wijącą się przez całe miasto, nie może zabraknąć mostów łączących brzegi niczym nici spajające tkankę miasta. Najbardziej instagramowy jest Smoczy most (Zmajski most) ze swoimi czterema skrzydlatymi strażnikami. Ich masywne sylwetki, pokryte zieloną patyną, nabierają baśniowego charakteru, gdy poranna mgła spływa z rzeki. Most zaprojektował chorwacki architekt Jurij Zaninovič i jak na owe czasy był on bardzo nowatorski, ponieważ wykonano go ze zbrojonego betonu. Dodatkowo po raz pierwszy wykonano w Słowenii asfaltową nawierzchnię.
Cztery smoki strzegą przeprawy od 1901 roku i są dziś symbolem miasta. Nawiązują do mitu o Jazonie i Argonautach, którzy podobno płynąc od Morza Czarnego, dotarli Dunajem i Sawą aż do miejsca, gdzie dziś leży Lublana. I właśnie tu Jazon miał zabić smoka. Jednak prawda jest bardzo prozaiczna. Smoki dodano, bo Lublana potrzebowała czegoś, co wyróżni ją spośród innych miast monarchii austro-węgierskiej. Dziś smok jest wszędzie – na herbie miasta, na magnesach, na lokalnym piwie, nawet na miejskich koszach na śmieci.
Kilka kroków dalej trafimy na Potrójny most (Tromostovje), który jest chyba najczęściej uczęszczanym w mieście. Środkowy most pierwotnie był przeznaczony dla pojazdów (dziś tylko dla pieszych), a dwa boczne dodano dla spacerowiczów w latach 1929-32. Za koncepcję rozbudowy tej przeprawy odpowiadał czołowy architekt Lublany, Jože Plečnik.
Čevljarski most znajduje się na skrzyżowaniu trzech ważnych punktów Lublany. Łączy Mestni trg (Rynek Miejski) z Novi trg (Nowym Rynkiem) – dawne place średniowiecznego miasta. W pobliżu leży również Stari trg (Stary Rynek). W średniowieczu istniał tu drewniany most z zadaszonymi kramami rzemieślników, początkowo rzeźników. Z powodu nieprzyjemnych zapachów cesarz nakazał przeniesienie ich stoisk w inne miejsce, a most przejęli szewcy, od których wzięła się współczesna nazwa. Przez wieki konstrukcja była kilkakrotnie przebudowywana.
Most Rzeźniczy (Mesarski Most)
I miasto (nie)szczęśliwych zakochanych
Potrójny most prowadzi na Plac Prešerena, który wziął nazwę od nazwiska romantycznego poety piszącego o nieszczęśliwej miłości. Marzył również o niepodległej Słowenii. Dziś France Prešeren jest uważany za najwybitniejszego poetę słoweńskiego. Jego pomnik stoi pośrodku placu i jest popularnym miejscem spotkań. Po drugiej stronie, na fasadzie kamienicy, umieszczono popiersie muzy poety – Julii, córki bogatego kupca, która nie odwzajemniała jego uczuć.
Z kolei schody przed kościołem franciszkanów na Placu Prešerena to nieoficjalna scena miasta – tu grają uliczni muzycy, tu spotyka się młodzież, a turyści robią pierwsze selfie. Mieszkańcy Lublany lubią mawiać, że kościół ma różową fasadę, gdyż zarumienił się, patrząc na zakochanych na placu. Budowla powstała w XVII wieku, a jej kolor pierwotnie był czerwony, symbolizując zakon franciszkanów. Z czasem pigment wyblakł do odcienia różowego, ale mieszkańcom się spodobał i nie chcieli odmalowywać fasady.
Wnętrze kościoła franciszkanów
Zamek, który ma oko na wszystko
Ljubljanski grad góruje nad miastem z wysokości 375 metrów, czuwając nad nim od jedenastu wieków. Swój obecny kształt zyskał w XV wieku. Można wejść na górę pieszo – stromy spacer zajmuje dwadzieścia minut – ale od 2006 roku jest też kolejka, która w zaledwie minutę przenosi nas do czasów średniowiecza. Ze wzgórza widać dachy starówki, wijącą się Lublanicę, a przy dobrej pogodzie – nawet odległe szczyty Alp Kamnickich i Alp Julijskich. Środek nie jest aż tak bardzo atrakcyjny, więc jeśli nie lubicie interaktywnych wystaw, można go pominąć.
Historia zamku to historia całej Słowenii w pigułce. Celtyckie grodzisko, rzymska strażnica, średniowieczna twierdza, renesansowa rezydencja, austriackie koszary, jugosłowiańskie więzienie, a teraz – centrum kulturalne. W zamkowej wieży zegarowej od XVI wieku mieszkają kolejne pokolenia kotów. Obecny futrzasty rezydent ma na imię Tečko i wita przybyłych przy wejściu. Wieczorami zamek podświetlany jest na różne kolory – na zielono podczas świąt narodowych czy na różowo w październiku dla świadomości raka piersi. Jest to więc nie tylko zabytek pokryty kurzem historii, ale też żywa część miasta, która reaguje na współczesność.
Katastrofa zakończona odrodzeniem
W niedzielę wielkanocną 14 kwietnia 1895 roku w godzinach wieczornych w Lublanie zatrzęsła się ziemia. Wstrząsy były odczuwalne nawet w Asyżu, Florencji, Wiedniu i Splicie. Lublana była wówczas małym miasteczkiem z niską zabudową. Podczas trzęsienia zginęło tylko 21 osób, w większości od uderzenia spadającymi dachówkami lub cegłami z kominów. Szybko przystąpiono do odbudowy, która miała zupełnie zmienić tkankę i obliczę miasta. Zburzono cenne barokowe budynki, a w ich miejsce powstały nowe w stylu secesji wiedeńskiej. Okres odbudowy, czyli lata 1896-1910, jest określany jako „odrodzenie Lublany”. Nie chodzi tylko o nową architekturę, ale również o zmiany administracyjne, w służbie zdrowia i edukacji. Stolica Słowenii stała się nowoczesna.
Jednym z głównych miejsc, gdzie można podziwiać secesyjną architekturę Lublany, jest ulica Miklošičeva cesta. To tutaj znajdują się najważniejsze realizacje, w tym Grand Hotel Union z 1905 roku czy Dom Vurnika z pomarańczową fasadą i kolorowymi zdobieniami przy oknach będący ikoną lokalnego nurtu narodowego. Dzięki architektom takim jak Maks Fabiani i Jože Plečnik, Lublana zyskała swój unikalny styl architektoniczny. Spacer po centrum pozwala dziś odkryć, że duch belle époque wciąż przenika ulice i kawiarnie nad Ljubljanicą.
Park Tivoli – płuca Lublany
W całej Słowenii wytyczone są rozmaite trasy spacerowe, nieważne czy jesteście na wybrzeżu, czy w okolicach jeziora Bled. O Triglavskim Parku Narodowym nie wspominając. Nawet w Lublanie mamy szansę na niemal górską wędrówkę. 10 min od centrum miasta znajduje się Park Tivoli, czyli 510 hektarów zieleni: lasów, łąk, ogrodów francuskich i stawów.
Na pierwszy rzut oka – park jakich wiele w każdym mieście. Ale obierzcie jakąkolwiek ścieżkę pnącą się do góry – zobaczycie, że Tivoli naturalnie przechodzi w las i wzgórza. A jesteśmy przecież niemal w centrum miasta! Do wyboru mamy jedną z dziesiątek tras po okolicznych wzgórzach liczących łącznie 15 km. Można wspiąć się aż na 429 m (dla porównania – Łysica w Górach Świętokrzyskich ma 619 m) i chodzić bez końca. To prawdziwy luksus, na który niewiele stolic może sobie pozwolić. Podobne wzgórze widziałam do tej pory w Santiago w Chile. Dodatkowo widoki z góry na całą Lublanę są warte tego wysiłku.
Lublana bez samochodów
Stolica Słowenii to miasto, które postanowiło odzyskać ulice dla pieszych. Centrum jest praktycznie zamknięte dla ruchu kołowego od 2012 roku. Początkowo mieszkańcy protestowali, a handlowcy przepowiadali katastrofę – to samo słyszymy w Polsce. Jednak dziś nikt nie wyobraża sobie powrotu do dawnego hałasu i wszechobecnych, zaparkowanych samochodów. Dziś Lublana to przede wszystkim miasto spacerowiczów i rowerzystów.
Słoweńcy mają piękne słowo špancirati, które oznacza spacerowanie bez celu, dla przyjemności. Wieczorami główna ulica Čopova zamienia się w ulubiony deptak. Znajomi witają się, zatrzymują na pogawędkę, idą dalej, spotykają kolejnych znajomych. Można się poczuć jak w czasach przed Facebookiem czy Instagramem.
Lublana nie wstydzi się swojej prowincjonalności i słoweńskości. Nie posiada ani jednej linii tramwajowej (ostatnią zlikwidowano w 1958 roku), a system metra nie jest nawet w planach. Tu największym wydarzeniem roku jest maraton – odbywa się od 1996 roku w październiku i gromadzi 20 tysięcy biegaczy – a najsłynniejszym mieszkańcem jest kot z zamku. Warto mieć świadomość, że Lublana to nie jest miasto do zwiedzania. Nie ma tu światowej sławy zabytków czy muzeów. To miasto przede wszystkim do życia.
Pod arkadami blisko Mostu Rzeźniczego kupimy najlepsze pamiątki z Lublany. Większość z nich to lokalne rękodzieło.
Maj 2022 r.


































































