Metro-Teheran. Iran w pigułce

Metro-Teheran. Iran w pigułce

W jakim miejscu spotkamy cały przekrój irańskiego społeczeństwa? Przy jakiej okazji możemy zajrzeć w telefon osoby siedzącej obok i przejrzeć wraz z nią jej prywatne zdjęcia? Gdzie możemy bezkarnie patrzeć na kobiety? I gdzie czują się one na tyle swobodnie, że ściągają chusty? Tylko w teherańskim metrze.

 

W filmie Taxi-Teheran irański reżyser Jafar Panahi udaje taksówkarza, wożąc teherańczyków po mieście i poznając ich opinie na temat sytuacji w kraju. Proponuję, aby taksówkę zamienić na metro, gdzie również w szczególny sposób objawia się specyfika Iranu. Odwiedzając Teheran i nie jadąc tamtejszą podziemną kolejką, traci się wiele z folkloru tego miasta. To w niej można poczuć, jak zróżnicowane jest irańskie społeczeństwo, jakie trapią je problemy, jakie mody w nim panują i co jest przedmiotem jego aspiracji.

 

Podziemna segregacja

Pierwszym fenomenem metra jest segregacja płciowa – nie tylko w wagonach, ale już na samym peronie. Wagony z przodu i z tyłu są przeznaczone tylko dla kobiet, podobnie jak początkowa i końcowa część peronu. Na ścianie wisi żółty znak przedstawiający kobietę w czadorze oraz napis „Women only”. Na ziemi narysowana jest z kolei linia oddzielająca strefę męską od kobiecej. Kobieta ma prawo jechać w części męskiej (właściwie mieszanej), ale tylko wtedy, gdy towarzyszy jej jakiś mężczyzna. Część kobiecą oddzielają od niej zamykane przezroczyste drzwi.

O tym, jak wspaniałym rozwiązaniem jest segregacja płciowa, przekonałam się na własnej skórze. Szłam tunelem metra i zaczepił mnie chłopak w wieku około 20 lat. Szedł niczym mój cień. Gdy przyspieszałam, to i on przyspieszał, zwalniałam, to i on zwalniał. Aż w końcu specjalnie na mnie wpadł i otarł się o mnie, jednocześnie mrucząc coś pod nosem w farsi. Przeszłam bramki i jak najszybciej udałam się do mojej strefy bezpieczeństwa na peronie. Usiadłam jak najdalej od linii wyznaczającej granicę damsko-męską. Mój prześladowca mógł co najwyżej łypać na mnie wzrokiem z oddali i oczywiście nie wolno mu było wsiąść do tego samego wagonu.

metro teheran

metro teheran selekcja

 

Podziemny tłok

Wagony kobiece są wyjątkowo tłoczne i rozgrywają się w nich zaciekłe bitwy o miejsca siedzące. Iranki do oporu ściskają się na siedziskach. Są przeznaczone dla pięciu, góra sześciu osób, ale usadawia się na nich aż siedem kobiet. Nikt wychodzących nie puszcza przodem, bo trzeba być pierwszą do zajęcia dopiero co opuszczonego miejsca. Najkomiczniej wygląda przyjazd metra na stację końcową, gdy do niemal pustego już wagonu wbiegają Iranki jadące w drugim kierunku. Chcą jak najszybciej usiąść (pociągi kursują po tym samym torze, nie muszą zawracać). Te, które zdążyły znaleźć miejsce, niemal pękają z dumy, że były szybsze i sprytniejsze od pozostałych.

Londyńczyk znalazłby się na skraju załamania nerwowego, doświadczając zachowania teherańczyków przy wychodzeniu z metra. Wszyscy idą wolno i stoją na schodach ruchomych, okupując całą ich szerokość. Wybierają je nawet wtedy, gdy schodzą w dół. Tutaj nikomu nigdzie się nie śpieszy. Nikt też nie czyta książek – spotkałam tylko jedną osobę czytającą coś na czytniku. W rękach królują smartfony, a w nich smsy i rozległe galerie zdjęć. Młode Iranki w skupieniu oglądają swoje fotografie, na których bynajmniej nie skrywają włosów pod chustą i nie są ubrane zgodnie z religijnymi nakazami. Noszą krótkie, obcisłe sukienki i wyginają się w wyzywających pozach niczym nastolatki z Zachodu. Na zdjęciach towarzyszy im też chłopak. Fotografie zrobiono na wakacjach w Europie lub w domu – świątyni prywatności, gdzie stróże moralności nie mają wstępu.

metro teheran

 

Podziemna groza

W godzinach szczytu z metra korzystają nieprzebrane tłumy. Ścisk jest taki, że trzeba przepuścić kilka pociągów, by w końcu wsiąść do równie zatłoczonego. Myślałam, że zatłoczony wagon, do którego nie mogę się wcisnąć, to najgorsza rzecz, jaka może mnie spotkać. Fortuna nie po raz pierwszy okazała się przewrotna. Pewnego razu przepuściłam już trzy pociągi i miałam to samo zrobić z czwartym. Zdziwiona zobaczyłam, że zaczyna go opuszczać mnóstwo pasażerów. Szybko okazało się, jaki był tego powód. Z dachu wagonu wydobywał się dym i dało się wyczuć swąd spalenizny. Fala Irańczyków wylała się na wąski peronik i w popłochu zaczęła pchać się do wyjścia.

Byłam pewna, że jeśli komuś stanie się krzywda, to nie z powodu pożaru, ale dlatego, że ludzie zaczną się tratować. Stałam i nie wiedziałam, co robić. Nie rozumiałam też komunikatów w farsi. Pracownicy metra biegali po peronie i wszystkich uspokajali. Co odważniejsi pasażerowie wchodzili do wagonu. Niektórzy woleli ryzykować życie, aby tylko zająć miejsce siedzące. Pomogła mi młoda dziewczyna znająca angielski i razem postanowiłyśmy pojechać tym felernym składem. W innym wypadku na takie w miarę luźne metro o tej porze dnia nie miałybyśmy szansy trafić. Gdy jechałyśmy, tłumaczyła mi, że wszyscy wokół dyskutują, czy ten wagon po drodze się jednak zapali, czy też nie.

 

Podziemny supermarket

Drugim ciekawym fenomenem teherańskiego metra jest handel obnośny. Można w nim kupić naprawdę wszystko. Sprzedawcy chodzą po całym pociągu, a mężczyźni bywają nawet w części kobiecej. Kiedy wracałam po ciężkim dniu zwiedzania z jednego na drugi koniec miasta, z trudem znosiłam ich nagabywanie i krzyki. Choć trzeba uczciwie przyznać, że są niezwykle wyćwiczeni w retoryce. W wielkim skupieniu i z niemal teatralną gestykulacją recytują opis swoich produktów, które bywają zaskakujące. Dlatego słuchanie i oglądanie ich specyficznych występów nierzadko jest zabawne i wciągające.

Czasami liczba sprzedawców w jednym wagonie niemal dorównuje liczbie podróżnych. Ciągną swoje wielkie torby, zawłaszczając bezcenną przestrzeń, której tak brakuje w godzinach szczytu. To kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy. Nawet dzieci. A co sprzedają? Wszystko. Od skarpetek, chust, słodyczy, zapalniczek i długopisów, poprzez majtki, biustonosze, tusze do rzęs, szminki, kredki do oczu, perfumy, a nawet złoto, a na kwiatach i kolorowankach z postaciami z bajek zepsutego Zachodu kończąc. Największym wzięciem wśród kobiet cieszą się kosmetyki do malowania (to u młodszych) oraz majtki i skarpetki (u starszych).

Niewątpliwie handlowanie w metrze jest pracą nużącą i trudną. Nikt nie wykonuje jej dla przyjemności, lecz z konieczności. Najbardziej żal było mi młodej dziewczyny oferującej przyrząd robiący z włosów koczek po odpowiednim ich upięciu. Co chwilę musiała zdejmować chustę, wydzielać duży kosmyk włosów, zawijać go, rozkładać włosy w koczek, a potem odwracać się, by pokazać efekt końcowy. Następnie zakładała chustę i już pod nią wszystko rozplątywała. I tak kilkaset razy dziennie. Jak wracałam później tą samą linią metra, znowu ją widziałam. Znudzona i zmęczona z taką samą wprawą robiła koczek. Niestety jej wysiłek szedł na marne, bo nikt nie był zainteresowany zakupem.

 

Podziemne kobiety

Jako samotnie podróżująca kobieta nie odważyłam się na zrobienie eksperymentu socjologicznego i wejście do wagonu mieszanego. Będąc turystką, budziłam raz mniejsze, raz większe zainteresowanie wśród irańskich kobiet z metra. Zazwyczaj patrzyły na mnie z zaciekawieniem z powodu mojego dziadowskiego wyglądu, podczas gdy wiele z nich było ubranych w gustowne płaszczyki i chusty pod kolor. Ich wzrok przyciągały też moja jasna skóra, jasne oczy i włosy. Raz poczułam się niemal jak Angelina Jolie. Trajkocząca w farsi Iranka nie mogła się nachwalić tego, jak wyglądam. Chciała uszczknąć choć trochę z mojej orientalnej wspaniałości i próbowała namówić mnie, abym oddała jej moją chustę.

Innym razem jedna wybitnie religijna pani, ubrana w czador, spod którego wystawał jeszcze czarny płaszcz, zwróciła mi uwagę, oczywiście z czystej życzliwości, że mam podwiniętą tunikę odsłaniającą moje udo odziane w spodnie. Z początku nie wiedziałam, o co jej chodzi, więc w popłochu zaczęłam nasuwać chustę na czoło, by nie wystawał mi choćby kosmyk włosów. Aby nie rzucać się w oczy, stawałam zawsze w kącie wagonu, z rzadka siadając wśród Iranek, bo nie chciałam stawać do walki o wolne miejsca. Moim ulubionym zajęciem było przyglądanie się współpasażerkon. Młodym i starym, liberalnie i konserwatywnie ubranym, w mocnym makijażu lub bez, klasycznie pięknym i zaskakująco brzydkim.

 

Podziemne podglądanie

Przed przylotem do Iranu czytałam, że wszystkie Iranki mają idealne brwi. To nieprawda. Niektóre je mocno konturują i w efekcie otrzymują niemal prostokątny kształt, co urody bynajmniej im nie dodaje. Za to większość nosi bardzo długie paznokcie, co nie przeszkadza im sprawnie obsługiwać smartfona. Drugą osobliwością miała być popularność operacji plastycznych nosa. To rzeczywiście się potwierdziło i dotyczy nie tylko kobiet, ale też mężczyzn. Wielu Irańczyków chodzi z plastrami na nosie – u części to ślad po operacji plastycznej, inni noszą je tylko dla prestiżu. Operacje są drogie, a specjaliści trudno dostępni, więc pokazywanie się z plastrem na nosie nie jest powodem do wstydu, a raczej manifestacją bogactwa i pozycji społecznej.

Niektóre Iranki mają też napompowane usta, co odbiera im wiele z ich typowo bliskowschodniej urody. A w połączeniu ze zoperowanym nosem niebezpiecznie zbliża je do kobiet z Zachodu. Duże usta muszą być cechą wielce pożądaną, bo kobiety lubują się w ich konturowaniu, jednak linia kredki wychodzi daleko poza linię warg, by były jeszcze większe. W metrze spotkałam też kilka ofiar nieudanych operacji plastycznych. Jedna wyglądała szczególnie groteskowo, a była to pani w wieku około 40 lat. Iranki oszpecają się również farbowaniem włosów na blond, które w efekcie wychodzą żółte i zupełnie nie korespondują z ich typem urody. Te młodsze i bardziej wyzwolone, korzystając ze strefy bezpieczeństwa w kobiecym wagonie, na czas przejazdu metrem zsuwają z włosów chustę.

Kwiecień 2017 r.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.