Kobieta w podróży. Wyrusz solo w podróż życia

kobieta w podróży

Każdy, komu choć raz przyszła na myśl samotna wyprawa, musi zmierzyć się z konfliktem racji jak w tragedii antycznej i z dręczącymi dylematami jak u francuskich egzystencjalistów. Czy się nie zgubię? Czy nie będę tęsknić? Czy mam wystarczająco silny charakter? Gdy jesteś dziewczyną, piętrzących się problemów jest jeszcze więcej. Moja rodzina do tej pory nikomu nie mówi, że podróżuję w pojedynkę, bo dominuje przekonanie, że to niebezpieczna przygoda nie dla kobiet i bezmyślne kuszenie losu. Ale chcę Wam udowodnić, że samotna kobieta w podróży nie ma się czego bać.

 

Moja pierwsza, poważna samotna podróż nie była świadomym wyborem, a raczej koniecznością. Ani wśród najbliższych znajomych, ani za pośrednictwem portali dla podróżników szukających towarzyszy (zdecydowanie nie polecam tej metody) nie znalazłam nikogo, kto chciałby się do mnie przyłączyć. Jedyną alternatywą była albo podróż w pojedynkę, albo zostanie w domu. Ostatecznie postanowiłam jechać sama. Była to typowa wyprawa z plecakiem, z planem na pierwsze trzy dni, głową pełną obaw i – jak się okazało – niepotrzebnych strachów. Wróciłam cała i zdrowa, trochę wychudzona, ale przede wszystkim dumna i zadowolona z siebie. Nauczyłam się cierpliwości i otwartości, komunikowałam się z ludźmi nawet wtedy, gdy nie znałam lokalnego języka, zaczęłam myśleć pozytywnie, cieszyłam się nawet z najdrobniejszych sukcesów i nie poddawałam się w obliczu nieprzewidzianych wypadków.

Przed swoją podróżą nie znalazłam satysfakcjonującego poradnika dla kobiet, które chcą same wyjechać lub rozważają taką ewentualność, ale boją się i nie znają opinii ani wrażeń innych podróżniczek. Nie jestem ekspertką, ani nie chcę za nią uchodzić, ale niech to będzie mini-poradnik i garść refleksji dla wszystkich dziewczyn (i nie tylko). Może Was zainspiruje i doda skrzydeł niczym Red Bull.

 

Dlaczego warto?

Mówiąc całkiem szczerze, nie wyobrażam sobie innych podróży aniżeli w pojedynkę. Weekendowy wypad może być ze znajomymi, na kilkudniowy wyjazd też mogę kogoś zabrać. Ale na tym koniec. Dłuższe wyprawy odbywam zawsze sama i nie jest to już dla mnie smutna konieczność. Tak lubię i taki sposób poznawania świata jest moim zdaniem najbardziej satysfakcjonujący. Spotkałam się kiedyś z opinią, że przecież cała przyjemność z wyjazdu polega na tym, że możesz dzielić przygody, wrażenia, widoki i smaki z kimś drugim. To tak, jakby odczuwanie tych wszystkich rzeczy samemu było mniej wartościowe lub ułomne.

A przecież tylko w pojedynkę jesteśmy bliżej mieszkańców i możemy bardziej chłonąć wszystko, co nas otacza i spotyka. Sama nie znaczy samotna. Taka wyprawa to więcej wrażeń, większa otwartość na ludzi i nowe spotkania. Jesteś panem i władcą swojego czasu i wyjazdu. Nie musisz z nikim ustalać planu dnia, godziny pobudki czy iść na kompromis w kwestii wyboru knajpy na obiad.

Podróżując z kimś, często zamykamy się na autochtonów, jesteśmy mniej mobilni i spontaniczni, w pewien sposób ograniczeni. Gdy z kimś wyjeżdżam, zwłaszcza z mężczyzną, to on zawsze przyjmuje rolę przewodnika. Trzyma mapę, wskazuje drogę, a ja chodzę za nim jak kurczak za kurą. Nie poznaję miasta, nie rozmawiam z ludźmi, nie potrafiłabym sama wrócić do hotelu, bo wszystko mam podane na tacy i nawet brak mi zacięcia, aby tę mapę mu wyrwać i tym razem samodzielnie obrać szlak wędrówki. Najzwyczajniej się rozleniwiam. Sama też nie lubię być dla kogoś opiekunką i wszędzie go prowadzić.

 

Przewartościowanie życia

Wyjazd w pojedynkę ma też drugie dno, nazwijmy je psychologiczno-poznawczym. Przez większość czasu będziesz swoim jedynym towarzyszem. Taka podróż pokaże, czy jesteś w stanie sama ze sobą wytrzymać i czy siebie lubisz. Jeśli tak nie jest, wyjazd pozwoli Ci siebie polubić. Inaczej się po prostu nie da, bo wrócisz po trzech dniach. Zobaczysz, na co Cię stać, czy masz silny charakter, co jesteś w stanie z siebie wykrzesać w ekstremalnych sytuacjach, co Cię denerwuje i czego w sobie nie lubisz. Takie wyprawy zaskakują, czasem wgniatają w ziemię i potrafią przewartościować całe życie. Brzmi patetycznie, ale to prawda. Na sam początek niekoniecznie trzeba jechać na drugi koniec świata. Może być zupełnie blisko, byle z dala od domu, pracy, szkoły, komórki, laptopa, obowiązków, kursu franka szwajcarskiego i zawistnych koleżanek z pracy.

Jeśli to wciąż mało, aby Cię przekonać, może przemówi przez Ciebie próżność. Przeze mnie przemawia bardzo i wcale się tego nie wypieram. Podróże w pojedynkę sprawią, że będziesz podziwiana przez wszystkich naokoło, a przede wszystkim przez mężczyzn, którzy niekoniecznie lubią to otwarcie przyznać. Mój znajomy, który sam zawsze wyjeżdża z trzema postawnymi kumplami, kiedyś odpisał mi w następujący sposób na moje podróżnicze pozdrowienia z końca świata:

“Jestem pełen podziwu Twoimi samotnymi podróżami i ogromem odwagi, jaką masz w sobie. Będziesz pewnie nawet miała kiedyś swój program w TVN Style (później przejdziesz do BBC).”

 

 Jak zacząć?

Przygotowując się do mojej pierwszej eskapady, najpierw postanowiłam sprawdzić swoje możliwości i klimat samotnych podróży na lokalnym gruncie. Wybrałam się na kilka dni do Krakowa, potem do Wrocławia i Poznania. Na początku było strasznie, bo wszystkie osoby z mojego hostelu miały towarzyszy, a wieczorem razem wychodziły. Czułam się jak wyrzutek, co wcale nie pomogło mi cieszyć się wyjazdem i nie zachęciło do jeszcze dalszych i jeszcze dłuższych wyjazdów. W końcu postawiłam dość odważną tezę, że być może to kwestia polskiej rzeczywistości i gdzieś w świecie przyjmą mnie z otwartymi ramionami, zwłaszcza gdy widać, że przyjechałam z daleka. Na marginesie – mój niemiecki znajomy też narzekał, że w polskich hostelach nikt z nikim nie rozmawia i panuje grobowa atmosfera.

Wniosek z tego taki, że lepiej odpuścić sobie polskie eksperymenty i rzucić się od razu na głęboką, zagraniczną wodę. Choć będąc świadomą takich nieprzyjemności, warto na krótko wyjechać, by powłóczyć się po obcym mieście, wziąć odwyk od komórki i Facebooka oraz sprawdzić swoją wytrzymałość na samotność, chroniczne opóźnienia pociągów lub niewygodny autokar.

Mój rower, na którym zwiedzałam tajlandzką wyspę Koh Mak

 

  • Wybór celu

Z założenia nie jeżdżę tam, gdzie traktują mnie wyłącznie jak portfel na dwóch nogach lub gdzie panuje wszechogarniająca korupcja, biurokracja nie do przejścia i brak poszanowania praw człowieka (to już zabrzmiało bardzo ideologicznie i właśnie takie było moje zamierzenie). Na wiek emerytalny zostawiam też Europę Zachodnią, która obecnie jest dla mnie zbyt oczywista, nudna i za droga. Największą miłością darzę kraje muzułmańskie i swojskie Bałkany, gdzie zawsze jest tłoczno, ale też gościnnie i można spotkać fantastycznych ludzi z całego świata (tam na pewno będą z Tobą rozmawiać). To, w jakich miejscach ktoś czuje się najlepiej i czego szuka, jest kwestią bardzo indywidualną. Ja lubię się zmęczyć i zgubić, za to nie znoszę tłumów, plaż i opalania.

 

  • Styl podróżowania

Jeśli chodzi o sposób podróżowania, to w moim wypadku zawsze jest to wyprawa z plecakiem, odbywana najczęściej lokalnymi środkami transportu. Autostop to dla mnie ostateczność i korzystam z niego wyłącznie na krótkich trasach. Podróż jest zaplanowana w minimalnym stopniu i nie wynika to z rutyny lub z nadmiernej pewności siebie, a z przyziemnego braku czasu na siedzenie na portalach podróżniczych czy sprawdzanie połączeń autobusowych i kolejowych w danym kraju. Ale jeśli znajdziesz chwilę, warto zrobić przegląd atrakcji i poczytać opinie innych osób, nie tracąc przy tym resztek spontaniczności. Niech Twoim przewodnikiem będą przede wszystkim lokalni mieszkańcy. Nie bój się ludzi, bo to najczęściej oni pomogą Ci w chwilach największych opresji lub w obliczu przypływu samotności.

 

  • Poznanie kraju i kultury

Mimo niechęci do dopinania wszystkiego na ostatni guzik bardzo dużo czasu poświęcam na poznanie danego kraju i jego kultury. To dla mnie podstawa świadomego i bezpiecznego podróżowania. Mimo to często wracam zawstydzona swoją niewiedzą. Zawsze też uczę się danego języka z lepszym lub gorszym rezultatem. Na naukę tureckiego poświęciłam rok, z kolei albańskiego nie byłam w stanie się nauczyć mimo najlepszych chęci. Poznanie kilku strategicznych wyrażeń w obcym języku i posiadanie rozmówek jest niezbędne. Ja nigdy nie zaczynam rozmowy od Do you speak English? Nie potrafisz się dogadać? Rzucaj pojedyncze słowa, gestykuluj, pisz na kartce, rysuj na ziemi – to pomaga, burzy językowe bariery, a przede wszystkim budzi sympatię lokalnych mieszkańców. Kiedyś udało się mi porozmawiać z głuchoniemym chłopakiem, pisząc litery na dłoni.

 

  • Plecak

Pakowanie powinno być dla kobiety największym przekleństwem, ale dla mnie nie jest. Musisz pamiętać, że wszystko, co zapakujesz do plecaka (broń Boże walizki), będziesz nosić przez cały czas na swoich plecach. Zazwyczaj optymalny ciężar dla kobiety to maksymalnie 8 kg. 10 kg też udźwigniesz (akurat tyle, ile można zabrać na pokład low-costów), ale strasznie się przy tym umęczysz. Chyba że Twój sposób na podróżowanie to dworzec-taksówka-hotel. Ja zabieram naprawdę symboliczną ilość ubrań (trzy T-shirty, polar, bluza, długie i krótkie spodnie, chusta, czasem sukienka i… to wszystko).

Prócz tego pakuję niezbędne kosmetyki w turystycznych rozmiarach (koniecznie chusteczki odświeżające), śpiwór, pocztówki z Polski, mapy, przewodnik i notatnik na zapiski. Pieniądze i dokumenty chowam do specjalnej niewidocznej saszetki na biodra i nigdy się z nią nie rozstaję. Na swoją pocztę przesyłam skan paszportu, a wydruk chowam do plecaka. Zapakowanie polskiej flagi jest dobrym pomysłem dla tych, którzy chcą łapać stopa. Więcej o pakowaniu tu.

 

W obliczu problemów

Mimo najstaranniej przygotowanej wyprawy coś zawsze może pójść nie tak. Pociąg się opóźni i nie zdążysz na przesiadkę lub samolot. W środku nocy wylądujesz na dworcu w nieznanym mieście. Utknęłaś na bezludziu, gdzie nic nie jeździ. Co wtedy? Albo się rozklejasz i bezradnie siadasz na ziemi, albo zaczynasz wściekle przeklinać swój chory pomysł o samotnej podróży, albo spinasz cztery litery i stwierdzasz, że świat się nie zawalił i przyjechałaś tu po przygody. Ja każdej z tych opcji doświadczyłam na własnej skórze, ale jednak najczęściej tej ostatniej.

Na początku zawsze nie układa się mi tak, jakbym chciała. Pociąg się opóźnił, nie mogę znaleźć hotelu, jest piekielnie gorąco, plecak ciąży niemiłosiernie i oszukali mnie na wymianie waluty. Podróż w pojedynkę to wyzwanie i codzienny sprawdzian charakteru. Nierzadko walczysz z głodem, barierą komunikacyjną, zmęczeniem, natrętnymi spojrzeniami, dwuznacznymi propozycjami, samotnością. Tę ostatnią skutecznie przełamuję robieniem zapisków. Z początku zawsze zachowuję się z dużą rezerwą. Gdy ktoś chce mi pomóc, mówię, że sobie poradzę. Dopiero z czasem wychodzę z mojej skorupy, wtapiam się w klimat danego kraju i jestem bardziej otwarta na ludzi. Jak ktoś do mnie macha na dworcu, to podchodzę i nie traktuję go z góry jak naciągacza. Jeśli się nim okaże, stanowczo dziękuję i odwracam się na pięcie.

 

Kobieta w podróży – główne wady

Podróżowanie w pojedynkę to nie zawsze bajka w 3D. Samotna kobieta w niektórych krajach ma jednoznaczne konotacje. Można choć trochę spróbować powalczyć z tym stereotypem, ubierając się w stonowany sposób i jak na podróżnika przystało (długie spodnie, brak odkrytych ramion, a w krajach muzułmańskich chusta). Czasem męski rzep przyczepi się mimo tych środków ostrożności. Wielokrotnie stykałam się z niechcianą i nadmierną pomocą ze strony mężczyzn, np. zapłatą za hotel, taksówkę, kawiarnię. Są to sytuacje krępujące i zawsze powodują u mnie moralnego kaca (u innych dziewczyn może być wręcz odwrotnie). Nie jestem w stanie tak prosto z mostu powiedzieć „Spadaj”, bo chcę sama pochodzić po mieście, gdy ktoś właśnie mi pomógł i zaoferował wspólne zwiedzanie.

Zabieram się więc z nim na spacer i dobrze wiem, jak to się skończy. Prędzej czy później taki facet będzie szukał okazji, by mnie dotknąć. Nie mają też oporów, by po jednym dniu wyznać nam miłość. Do tej pory nie potrafię znaleźć złotego środka i dobrego wyjścia z tego typu sytuacji. Nie dopuszczać do siebie wcale i uciekać już na samym początku czy dać szansę, bo może tym razem będzie inaczej? Zazwyczaj wygląda to tak, że w pewnym momencie już nie wytrzymuję i mówię wprost, że dziękuję za jego pomoc i towarzystwo, ale wystarczy. Kończy się to niemal płaczem i wzrokiem zranionej sarenki, a ja czuję się naprawdę podle.

Innym mankamentem podróżowania w pojedynkę są ceny hotelowych pokoi w miastach, gdzie brak hosteli, schronisk lub prywatnych kwater. Musimy płacić za pokój dwuosobowy, bo innych zazwyczaj nie mają, a jeśli mają, to cena jedynki jest i tak skandalicznie wysoka. Ja w takich sytuacjach bez skrupułów i cienia wstydu zaczynam po prostu żebrać o jakąś zniżkę. Czasem skutkuje, a czasem nie, więc szukam dalej. Najlepiej poprosić o pomoc jakiegoś mieszkańca, aby był ewentualnym tłumaczem i pomógł w negocjacjach. W takich przypadkach zawsze schodzą z ceny.

kobieta w podróży

 

Kobieta w podróży – główne zalety

O oczywistych korzyściach z podróży w pojedynkę była już mowa. W tym miejscu chcę się skupić bardziej na aspekcie samotnego kobiecego podróżowania. Musisz nauczyć się wykorzystywać swoją płeć, jakkolwiek instrumentalnie to brzmi. Kobiecie wszyscy chcą pomagać jako osobie z założenia kruchej i wymagającej opieki, zwłaszcza że jest sama. W zatłoczonym busiku zawsze ktoś zwolni Ci miejsce i upchnie plecak między nogami podróżnych. Gdy stoisz z mapą, po chwili ktoś podejdzie i zaproponuje pomoc. Ja co prawda nie należę do szczęśliwców, którym lokalni mieszkańcy proponują nocleg, jak tylko ich zobaczą na ulicy, ale takie historie też się zdarzają. Gdy jesteś w pojedynkę, łatwiej jest Cię upchnąć w hostelu i zawsze znajdzie się dla Ciebie łóżko. Próbując zostawić plecak w lokalnej kawiarni lub restauracji, by móc zwiedzić miasto, możesz liczyć na większe zrozumienie i pomoc, niż gdyby były to dwa lub więcej plecaków. Jako kobieta nie będziesz go przecież ze sobą dźwigać.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.