Warszawska Starówka jest przez mieszkańców stolicy odbierana jako miejsce dość oklepane i powszechnie znane. Wiele osób jest nawet gotowych stwierdzić, że zna tam każdy kąt, bo przecież tyle razy tu byli. Ale tak naprawdę mało kto jest naprawdę zaznajomiony z historią Starego Miasta i potrafi chociażby wskazać miejsce, gdzie odbywały się publiczne egzekucje. Niewielu spacerowiczów zwraca też uwagę na malarskie dekoracje staromiejskich kamienic, nie zdając sobie sprawy, że znajdują się w największej w Warszawie darmowej galerii sztuki.
Stare Miasto zostało ozdobione malarskimi dekoracjami dwukrotnie: w roku 1928 (w dziesiąta rocznicę odzyskania niepodległości) i w 1953 (w ramach powojennej odbudowy). Za pierwszym razem chciano przywrócić świetność tej części Warszawy, której daleko było do miana reprezentacyjnej dzielnicy. W tamtym czasie Rynek Starego Miasta był – zgodnie ze swoją nazwą – wielkim i zaniedbanym placem handlowym, w którym panował chaos i nieporządek. Zdecydowano się na powierzchowną, ale spektakularną zmianę – ozdobienie staromiejskich kamienic.
Warszawska Starówka – pierwsze dekorowanie
Wśród twórców, którzy podjęli się tego zadania, znaleźli się czołowi ówcześni artyści – malarze, graficy, plakaciści i rzeźbiarze, m.in. Wacław Borowski (autor polichromii w Zamku Królewskim), Zbigniew Pronaszko (malarz, rzeźbiarz i scenograf), Edward Okuń (symbolista, rysownik i ilustrator) czy Zofia Stryjeńska – w tamtym czasie uznawana za „największego polskiego malarza”. Obdarzona nieprzeciętnym talentem i skomplikowaną osobowością, była doceniana przez krytykę i kochana przez publiczność ze względu na inspirowanie się sztuką ludową i stosowanie żywych kolorów. Jej prace ozdobiły kamienicę Pod Lwem, ale do czasów powojennych częściowo przetrwały jedynie dwie pozłacane polichromie przedstawiające dziewczęta z dzbanami. Co ciekawe, w Muzeum Narodowym znajduje się tylko jeden obraz Stryjeńskiej i więcej prac tej artystki można obejrzeć za darmo „na mieście” – właśnie na Starówce i w Domu Wedla przy ulicy Puławskiej 28.
Oprócz kamienicy Pod Lwem polichromiami (wielobarwnymi malowidłami na ścianach) udekorowano w 1928 roku jeszcze 34 kamienice na Rynku. Użyto najbardziej szlachetnych i najtrwalszych materiałów – złota i krzemianowych farb Keima, odpornych na zmienne warunki atmosferyczne. Zastosowano rozmaite stylistyki, ale elementem łączącym wszystkie dzieła był żywy kolor i kontrastowe zestawienia barwne. Jak ówcześni mieszkańcy stolicy odebrali ten artystyczny eksperyment? Głosy były podzielone – część oceniła, że to szpetna pstrokacizna pozbawiona szacunku do architektury, na której się znalazła. Głównym zarzutem było niedostateczne ujednolicenie całości. Każdy z artystów malował, jak chciał i według własnego gustu, traktując temat bardzo swobodnie. Nie wiemy, czy tamte głosy były słuszne, ponieważ do naszych czasów zachował się bardzo skąpy materiał ikonograficzny. Stanowił on punkt odniesienia w czasie ponownego dekorowania Starego Miasta w 1953 roku.
Kamienica Pod Lwem ozdobiona przez Zofię Stryjeńską – stan tuż po wojnie i obecny
Warszawska Starówka – drugie dekorowanie
Nie doszłoby do tego, gdyby nie decyzja o odbudowaniu Starówki, którą podjęto w sierpniu 1949 roku. Nie była ona wcale oczywista, bo pojawiły się głosy, aby ruiny pozostawić jako namacalny ślad wojennych zniszczeń. Nie bez znaczenia były też kwestie finansowe. Zgodnie z planem Stare Miasto miało zostać odbudowane jako dzielnica mieszkaniowa z odpowiednim zapleczem, więc część kamienic zyskała zupełnie nowe funkcjonalności i charakter. Kwestią nie mniej istotną była dekoracja staromiejskich elewacji. Obok płaskorzeźb zdecydowano się na technikę sgraffita, czyli nakładanie kolejnych, kolorowych warstw tynku i zeskrobywanie fragmentów warstw wierzchnich w czasie, kiedy jeszcze nie zaschły. Dzięki temu odsłania się warstwy wcześniej nałożone i powstaje wielobarwny wzór. Była to metoda dająca dość trwałe efekty i w miarę prosta w produkcji.
Autorami dekoracji byli artyści mniejszego formatu i o mniejszej pozycji niż ich poprzednicy. Wczesną wiosną 1953 roku utworzono dwa zespoły pod kierunkiem dwóch profesorów z warszawskiej ASP – Bohdana Urbanowicza oraz Jana Seweryna Sokołowskiego. W ich skład weszli uznani twórcy – Zofia i Roman Artymowscy, Edmund Burke, Halina i Lech Grześkiewiczowie, Jan Zamoyski, Zofia Czarnocka-Klepacka czy Hanna i Jacek Żuławscy, a także absolwenci i studenci ASP. Tempo prac, jakie im narzucono, było szalone, zastosowane materiały nieco gorsze niż w 1928 roku, zmniejszono też liczbę fasad do pokrycia. Termin ukończenia prac wyznaczono na 22 lipca, czyli w dzień przekazania społeczeństwu Warszawy odbudowanego Starego Miasta.
Staromiejskie dekoracje
A co przedstawiono na fasadach staromiejskich kamienic? Tematyka jest bardzo różnorodna. Od scen z życia codziennego (bawiące się dzieci, odpoczynek, muzyka), poprzez miejskie legendy (przoduje warszawska Syrenka), po nawiązania do funkcji obiektów (np. Turek z imbrykiem kawy i Chińczyk z filiżanką herbaty nad dawną kawiarnią „Gwiazdeczka”). Zdecydowano się na bezpieczne tematy, unikając przedstawień religijnych, które były nie w smak ówczesnej władzy. Przeważa afirmacja życia, a przedstawienia są kolorowe, nierzadko zaskakujące, pełne humoru, ale też nostalgii. Jeśli będziecie po raz kolejny na spacerze po warszawskiej Starówce, skierujcie swój wzrok na fasady kamienic. Po latach – mimo upływu czasu – wciąż potrafią wzbudzić zachwyt, jeśli tylko poświęci się im trochę uwagi. Staromiejski Rynek i jego okolica wcale nie są tak banalne i oczywiste.
Staromiejskie wizerunki warszawskiej Syrenki