Poniższy wpis wydaje się być poza tematem, ale znajdzie się w nim miejsce na wątek podróżniczy. Będzie o bieganiu. Jeśli należycie do stałych czytelników bloga, być może zauważyliście, że czasami wspominam o biegaczach i możliwości joggingu w opisywanych miastach (np. notka o Perugii, Wenecji, Münster). Jest to dla mnie ważny aspekt, bo sama biegam i cieszę się, gdy w odwiedzanym przeze mnie mieście znajdują się ciekawe trasy biegowe i czymś naturalnym jest widok biegaczy na ulicach.
Z moją pasją do biegania wiążą się też starty w biegach miejskich. Najbardziej lubię półmaratony, bo to taki dystans, na którym można się poważnie zmęczyć, ale nie zamęczyć. Wymaga też narzucenia sobie pewnego reżimu treningowego i żywieniowego. Intensywnie ćwiczyłam do występu w półmaratonie w Neapolu (przygotowaniom sprzyja łagodna zima), ale kwestie organizacyjne mnie przerosły. Od cudzoziemców wymaga się zaświadczenia, że są członkami jakiegoś profesjonalnego klubu biegowego lub opinii na temat stanu zdrowia wydanej przez włoskiego lekarza. A takie lekarskie wizyty potrafią we Włoszech sporo kosztować.
Jednak treningi nie poszły na marne i zamiast w Neapolu pobiegłam w Warszawie. 30 marca 2014 roku po raz pierwszy wzięłam udział w Półmaratonie Warszawskim. Planowałam wystartować w nim już kilkukrotnie, ale zawsze coś mi wypadało. A to na przeszkodzie stała długa i sroga zima z pięciometrowymi zaspami, a to byłam chronicznie chora lub tak zajęta, że nie znajdowałam czasu na spanie, a co dopiero mówić o dbaniu o siebie i regularnych treningach. A wzięcie udziału właśnie w Półmaratonie Warszawskim było moim wielkim marzeniem (dlaczego? O tym niżej).
W pewnym momencie stwierdziłam – teraz albo nigdy. Zapisałam się i już nie było odwrotu. Stawię czoło pogodzie, ewentualnym niedomaganiom zdrowotnym czy brakom kondycyjnym. Przyjęłam strategię na Justynę Kowalczyk – dobiegnę albo zdechnę. Koniec końców półmaraton wypadł świetnie: biegło mi się dobrze, kryzys przyszedł dopiero wraz z 20. kilometrem, a pogoda była wręcz za dobra (ciepło i bieg pod słońce). Jedno biegowe marzenie spełnione, czas na kolejne. Teraz myślę o półmaratonie w Poznaniu, bo bardzo lubię to miasto i chciałabym je pooglądać z innej perspektywy.
Zwiedzanie w biegu
Często pojawiają się głosy, że biegi masowe to niepotrzebne i egoistyczne blokowanie miasta. Ludzie w weekend chcą odpocząć, wyjść na spacer, a tu połowa Warszawy, Poznania, Berlina, Rzymu czy Nowego Jorku jest odcięta i trzeba czekać godzinę na przejściu dla pieszych, aż cały ten tłum w końcu się przetoczy. Spotkałam się z opinią, że dla biegaczy to żadna różnica, czy biegną przez centrum Warszawy, czy w Powsinie lub w Parku Kampinoskim. Ale wówczas maraton i półmaraton nie mogłyby się nazywać warszawskimi.
Jednak mniejsza o to. Ważniejsze jest zjawisko, które – jak głosi tytuł tej notki – zwie się turystyką biegową. Do Nowego Jorku, Londynu czy Berlina ściągają biegacze z kilkudziesięciu krajów. Dla nich wzięcie udziału w takiej ogromnej, zagranicznej imprezie jest spełnieniem marzeń. Ja sama chciałabym pobiec w nowojorskim półmaratonie (w londyńskim i berlińskich zresztą też), łącząc to z podróżą turystyczną i zwiedzaniem miasta. Ciekawe, czy biegaczom chętniej przyznaje się amerykańskie wizy.
Atrakcją takich masowych biegów jest to, że stanowią niepowtarzalną okazję, aby przebiec pustymi ulicami wokół najbardziej charakterystycznych miejskich punktów i zapoznać się z nimi w osobliwych okolicznościach. Czy wolelibyście biec koło Koloseum, Bramy Brandenburskiej i przez Time Square, czy po jakichś zapuszczonych, opustoszałych i podmiejskich dzielnicach? Gdy sunie się wraz z tłumem pustym Krakowskim Przedmieściem, Marszałkowską, Trasą Łazienkowską lub Wisłostradą wrażenia są niesamowite. Szczególnie bieg pustym tunelem Wisłostrady jest wyjątkową gratką. Panuje tam echo, więc niektórzy biegacze zaczynają coś wykrzykiwać. Dźwięki odbijają się o ściany i pulsująca fala dociera do biegaczy. Czad! Bieg przez miasto to ogromna frajda i możliwość poznania go z innej perspektywy. Urozmaicona trasa z częstą zmianą kierunku też jest dodatkowym walorem: tu jakiś zabytek, za chwilę zakręt, tutaj ścieżka parkowa, a tam asfalt, tu bieg przez most, a zaraz tunel.
Rozdawanie energii
Innym argumentem za tym, aby rozgrywać biegi masowe w centrum miasta jest fakt, że takie rozwiązanie sprzyja kibicowaniu. Czy sądzicie, że ktoś by się pofatygował, aby jechać do Kampinosu lub Powsina w celu popatrzenia na biegaczy? Oprócz znajomych i rodziny – nikt. Uwierzcie mi, że doping w czasie biegu wyzwala ukrytą energię i potrafi wyzwolić biegacza z najgorszego kryzysu. Proste słowa typu „dawaj, już niedaleko” albo „jeszcze trochę” potrafią niesłychanie uskrzydlić. Wie o tym każdy, kto biega. Nie jestem super wyczynowym sportowcem, ale zaliczam się raczej do tych lepiej biegających amatorów.
Jednak start w biegu masowym, szczególnie ten na dystansie 21 km, traktuję jako przyjemność, a nie rywalizację i okazję do pobicia najlepszego czasu. Dlatego niemal do ostatniego kilometra zawsze macham do osób kibicujących, dziękując im za wsparcie. A gdy jakaś osoba stoi przy krawężniku z wyciągniętą ręką, aby przybić piątkę i „rozdać energię” – jeśli mam taką możliwość – podbiegam do niej.
Pewnie, że to oznacza wybicie się z rytmu biegowego. Z kolei podnoszenie rąk i machanie, czasem też klaskanie, jeśli grupa kibicowska jest wyjątkowo barwna i żywiołowa, wiąże się z jakąś tam stratą energii. Ale i tak warto. Co więcej, interakcja z kibicami pomaga mi odciągnąć myśli od samego biegu i od tego, jak jest mi ciężko. Spoglądanie na kibiców, a nie na trasę przed sobą, sprawia, że biegnie się mi lżej i przyjemniej. W swoim życiu wzięłam udział w półmaratonie, który był niemal pozbawiony kibiców, bo trasa przebiegała przez odludzie. Wówczas człowiek musi zmagać się sam ze sobą. Było naprawdę ciężko i po prostu nudno, bo w okolicy nie było nic ciekawego, tylko las i prosta asfaltowa droga.
Efekt zarażenia
Trzeci argument za przeprowadzeniem masowych biegów przez centrum miasta ma osobiste podłoże. Zacznę od tego, dlaczego sama zaczęłam biegać. Dobrych kilka lat temu byłam wolontariuszką przy organizacji Półmaratonu Warszawskiego. Po wypełnieniu swoich obowiązków wraz z pozostałymi wolontariuszami poszliśmy kibicować biegaczom kilkaset metrów przed metą. Wspierałam ich klaskaniem i okrzykami, obserwując kolejne osoby kończące bieg. Wiele z nich nie wyglądało na supersportowców i nawet nie miało profesjonalnych butów biegowych. B
yły to zwyczajne osoby z dużą determinacją i siłą woli. Zawsze uważałam, że sport kształtuje charakter – opiera się na systematyczności, walce ze słabościami i ambicji. Patrząc na te osoby, z których część ostatkiem sił zdążała ku mecie, postanowiłam, że kiedyś też pobiegnę w Półmaratonie Warszawskim. Podzieliłam się tą spontaniczną myślą ze znajomym stojącym obok mnie. Stwierdził wtedy, że nie mam szans, że trzeba dużo ćwiczyć, że żaden człowiek z ulicy nie może ot tak przebiec półmaratonu.
Rok później rozpoczęłam treningi i wzięłam udział w pierwszym w życiu biegu masowym – na 10 km. Minął kolejny rok i wystartowałam w pierwszym półmaratonie. Po co o tym piszę? Na pewno nie po to, aby się pochwalić. Oglądanie ludzi, którzy zmagają się ze swoimi słabościami na biegowej trasie, lub wręcz przeciwnie – tych, którzy wyglądają na profesjonalistów, mają świetnie zbudowane, typowo biegowe ciała (ach te nogi!), potrafi naprawdę zmotywować i zachęcić postronnych obserwatorów do biegania lub do innej aktywności fizycznej. Jeśli biegnie pani w wieku 60 lat, albo pan z widoczną nadwagą lub z kolanem owiniętym bandażem – nie wspominając o biegaczach o kulach – to dlaczego nie możesz zacząć biegać i Ty?
I startować w biegach masowych, i biec przez opustoszałe ulice wielkiego miasta, i być dopingowanym przez nieznane Ci osoby? Moja siostra, która zazwyczaj kibicuje mi w czasie zorganizowanych imprez, ma w zwyczaju podchodzić do mnie po biegu i podekscytowanym głosem stwierdzać, że może i ona zacznie biegać. Co prawda nic z jej postanowień nigdy nie wyszło, ale właśnie tak to działa. Biegi masowe zarażają. I dlatego nie powinno się ich organizować w jakiejś dzikiej głuszy.