Jeśli miałabym wybrać zdjęcie na okładkę folderu turystycznego o Tunezji, byłby to kadr z nadmorskiego Sidi Bou Said. Białe domy z niebieskimi detalami rozświetlane przez promienie słońca, a w tle majacząca toń Morza Śródziemnego. Na pierwszy rzut oka przypomina to greckie widoki, a tymczasem chodzi o niewielkie miasteczko tuż pod Tunisem. Cieszy się ono zasłużoną popularnością, pozwalając zanurzyć się na długie godziny w świat estetycznych uniesień. Każdy zakątek jest tu urokliwy i fotogeniczny, a układ uliczek sprzyja nieśpiesznym wędrówkom.
Sidi Bou Said jest położone na wzgórzu, z rozległym widokiem na Zatokę Tuniską. Ta strategiczna lokalizacja była wykorzystywana już w czasach starożytnych, gdy zbudowano tu wieżę przeciwpożarową. W XI wieku wioska została wybrana przez Almorawidów, czyli dynastię berberyjską z Sahary, na punkt obronny całego wybrzeża i w efekcie wybudowano fort zwany ribatem. Co ciekawe, dawne korzenie wciąż są tu silne i w licznych sklepikach z pamiątkami można kupić berberyjskie rękodzieło.
Z czasem wokół ribatu powstawały kolejne zabudowania, a wioska przyciągała kolejnych mieszkańców. W 1207 roku sprowadził się do niej suficki mistyk Abou Saïd Khalaf Ibn Yahya el-Tamimi el-Béji (cóż za nazwisko!), który wybudował w niej sanktuarium. Po swojej śmierci w 1231 r. został uznany za świętego, a w miejscu jego wiecznego spoczynku zbudowano zawiję. To na cześć mistyka miasteczko zwie się dzisiaj Sidi Bou Said.
Enklawa artystów i klasy średniej
Od XVIII wieku zaczęli tu ściągać zamożni osiedleńcy i ten trend trwa do dziś. Wraz z położoną nieopodal Kartaginą oba miejsca tworzą bogate przedmieścia zamieszkane przez biznesmenów, polityków i artystów. To zupełnie inna Tunezja niż ta, którą zobaczymy w stolicy i innych ośrodkach. Uporządkowana, czysta, zadbana, ale nie epatująca luksusem. Klimat spokoju i piękna przyciągał w przeszłości wielu artystów, przede wszystkim malarzy. Sidi Bou Said odwiedził m.in. słynny okultysta Aleister Crowley, Paul Klee, Gustave-Henri Jossot, August Macke i Louis Moillet. Francuski filozof Michel Foucault mieszkał tu przez kilka lat, gdy wykładał na Uniwersytecie w Tunisie. Sidi Bou Said to także nazwa brytyjskiego zespołu rockowego założonego w 1990 roku przez trzy artystki. Nie znałam, przesłuchałam i fanką nie zostanę ;).
Na zwiedzanie białego klejnotu Tunezji proponuję poświęcić jeden pełny dzień, aby mieć czas na powolny spacer, robienie setek zdjęć czy zakup oryginalnych pamiątek (tylko tu i w Tunisie znajdziecie coś naprawdę godnego uwagi, nawet pocztówki!). Nie może też zabraknąć wizyty w dwóch lokalnych muzeach oraz pójścia na herbatę z miętą do jednej ze znanych kawiarni. Ja połączyłam zwiedzanie Sidi Bou Said z Kartaginą, czego potem żałowałam.
Sidi Bou Said w białych barwach
A skąd w ogóle wzięły się te nietypowe dla Tunezji barwy? Winowajcą jest baron Rodolphe d’Erlanger, syn zamożnego francuskiego bankiera. Został wysłany do zamorskiego kraju przez ojca, aby doglądać nowo zakupionego majątku. Nie za bardzo miał głowę do administrowania, gdyż jego duszę posiadła sztuka – interesował się muzyką i malarstwem. Z wykształcenia był muzykologiem specjalizującym się w brzmieniach arabskich i północnoafrykańskich.
W 1912 roku baron Rodolphe rozpoczął budowę pięknego pałacu w stylu arabsko-islamskim. Nazwany został Ennejma Ezzahra, czyli „Gwiazda Wenus”, a wyróżniała go biel fasady oraz niebieskie elementy – okiennice, drzwi i okucia. Od tej pory inne wznoszone w miasteczku domy podążały za tym stylem. Gdy Tunezja uzyskała niepodległość w 1956 roku, pałac d’Erlangera został pierwszym muzeum otwartym dla publiczności. Dziś jest to dom muzyki, w którym możemy obejrzeć wyjątkową kolekcję arabskich instrumentów. Jednak największe zainteresowanie budzą pałacowe wnętrza. Wstęp wynosi 5 dinarów.
Dom andaluzyjski Dar el Annabi
Kolejnym punktem obowiązkowym w Sidi Bou Said jest pochodzący z XVIII wieku dom zamożnej rodziny Annabi. Wstęp również kosztuje 5 dinarów, a w cenę wliczona jest herbata z miętą, którą niestety przegapiłam. To jedyna tradycyjna rezydencja otwarta dla turystów, a ze względu na swoją urodę i wyjątkowość przyciąga ich wielu, zwłaszcza polskie wycieczki zorganizowane. Panuje tu ruch jak w ulu, dlatego trzeba poczekać na odpowiedni moment na wizytę. Jako że wycieczki mają napięty plan, ich obecność jest uporczywa, ale krótkotrwała. Ja miałam dom w pewnym momencie tylko dla siebie.
Zwiedzamy go na własną rękę i w tempie, jakie nam odpowiada. Choć z zewnątrz wydaje się mały i niepozorny, liczba pomieszczeń zaskakuje – jest ich podobno aż 50! W środku wita nas duże patio, od którego odchodzą różne wejścia. Można udać się od razu na taras na dachu, by zobaczyć panoramę Sidi Bou Said, albo zagłębić się w przestrzenie mieszkalne z oryginalnym wyposażeniem. Co istotne, w środku można skorzystać z toalety.
Najsłynniejsze kawiarnie
Choć w Tunezji życie kawiarniane dotyczy przede wszystkim mężczyzn i niekiedy samotna kobieta nad szklanką herbaty miętowej może budzić negatywne emocje, w Sidi Bou Said panuje iście europejska atmosfera. Liczne kawiarnie z tarasami na dachach są wypełnione turystami i Tunezyjczykami. Co prawda trzeba uważać na kanty i dopytywać o cenę, aby kelner nie uraczył nas najdroższą opcją. Zwykła herbata miętowa kosztuje wszędzie 6 dinarów.
Jedną z najsłynniejszych kawiarni, uwiecznioną nawet na akwareli autorstwa Augusta Macke jest Cafe des Nattes sąsiadująca z meczetem i grobem mistyka Abou Saïda. Do tradycyjnego wnętrza wyłożonego kolorowymi dywanami prowadzą szerokie, białe i wysokie schody. Specjalnością lokalu jest herbata z orzeszkami piniowymi.
Tuż obok kawiarni znajduje się okienko sprzedające tunezyjskie pączki obtoczone cukrem – bambalouni. Kosztują zaledwie 1 dinara i spotkałam je tylko tutaj, choć szukałam też w innych miastach. Tunezyjka przede mną poprosiła o wersję bez cukru i taką też rekomenduję. Cukier nieprzyjemnie przyczepia się do palców i twarzy, a wersja bez niego jest po prostu lepsza.
Kolejna słynna miejscówka to Café de Sidi Chaabane (zwana alternatywnie Café des Délices). Została otwarta pod koniec lat 60. i oferuje zdaniem wielu najpiękniejszy widok w całym Sidi Bou Said – panoramę Zatoki Tuniskiej.
Dojazd do Sidi Bou Said
Do miasteczka dojedziemy podmiejską kolejką TGM ze stolicy, a konkretnie z dworca Tunis-Marine położonego przy przystani. Bilet kosztuje mniej niż 1 dinara (do kupienia w kasie), a podróż zabiera ok. 35 min. Trasa jest o tyle interesująca, że przebiega przez groblę na Jeziorze Tunezyjskim. Niestety widoki nie są tak malownicze, jak wskazuje na to mapka. Sam pociąg pamięta jeszcze lata 50. XX wieku, nie ma klimatyzacji, o rozkładzie jazdy też można zapomnieć. Jednak kursuje dość często, jak na tunezyjskie warunki, więc nie ma na co narzekać. W czasie mojej podróży byłam jedyną turystką. Im dalej od Tunisu, tym skład się bardziej zapełniał – dochodziła głównie lokalna młodzież jadąca do szkoły.
Wrzesień 2023 r.