Miasto szyku i stylu. Elegancji i klasy. Znajdzie się też wystarczająca dawka luzu i spontaniczności. Bez wielkich biznesów i fortun jak w Mediolanie, ale z dziełami sztuki i pomnikami historii, o których uczy się w szkołach.
Szykowne panie obowiązkowo w firmowych okularach stukają czółenkami o rzymski bruk. Słońce grzeje już od rana. Przystojni i eleganccy Włosi odkładają poranną gazetą, by napić się mocnego espresso i odgryźć kawałek słodkiego cornetto. Al banco oczywiście, czyli przy ladzie, bo nie ma czasu na dłuższą zwłokę i kontemplację. Papier szeleści, brzęczą szklanki, filiżanki i spodeczki. Barista uwija się z gracją i pełnym profesjonalizmem. Espresso, caffè ristretto, caffè americano, macchiato, cappuccino – słyszy jak mantrę każdego dnia. Aromat dopiero co zaparzonej kawy wypełnia lokal, wydzierając się na ulicę. Kolejni klienci wchodzą do środka, zwabieni tym jednym z najprzyjemniejszych zapachów. To w kafeterii najlepiej rozpocząć swój dzień. Codzienna przyjemność i rytuał, codzienna pogawędka nad poranną kawą.
Karta kredytowa idzie w ruch na via Condotti. Majętni Włosi i nigdy nie szczędzący grosza na europejskie zakupy Azjaci z torbami Armaniego, Prady i Dolce & Gabbana przedzierają się przez tłum na Piazza di Spagna. Nieprzyzwoicie dobre lody na Schodach Hiszpańskich. Te prawdziwe, włoskie, kiedy po zjedzeniu dwóch gałek czujemy się syci jak po obiedzie. Cyk-cyk, cyk-cyk, migawki aparatów są cały czas w użyciu. Bo gdzie indziej zrobić pamiątkowe zdjęcie, jak nie tu? Schody nie są oblegane tylko wtedy, gdy pada. I to dość mocno.
Kolejki do Koloseum w dzień, tłumy pod Fontanną di Trevi przez cały czas. Zmoczona Anita Ekberg pląsająca w sukni po wodzie. Kto nie widział filmu “La dolce vita” Felliniego, niech się nie przyznaje, tylko idzie nadrabiać zaległości. Niezrozumiałe ruiny i szczątki dawnej świetności rozsypane po Forum Romanum. Palec w Ustach Prawdy tylko dla odważnych… i prawdomównych. Metro w stronę Watykanu codziennie zapchane. Spokojna za dnia dzielnica Trastevere wieczorami zamienia się w centrum towarzyskie i kulinarne. Wieczne miasto nigdy nie śpi.
Barokowe, pełne zbytku i przepychu kościoły. Nawet ja – zaciekła miłośniczka gotyku – chylę czoła. Freski Michała Anioła i Raffaela, rzeźby Berniniego. Syndrom Stendhala się kłania. Spacer w deszczu po mokrych i pustych alejkach Villa Borghese. Ucieczka w cień drzew na Palatynie w letni skwar. Kelnerzy tropiący turystów dzień i noc, wykrzykując za nimi: Głodni? Już szykuję stolik. Dla ilu osób? I tak na każdej wąskiej uliczce wśród rozsianych zabytków. Od rana do wieczora kluczą po nich zagubieni turyści z mapami w ręku. Ale najlepiej spacerować bez celu.
Malarze ze sztalugami na Piazza Navona, wesołe kwiaciarki na Campo de’ Fiori. Wielki podziw dla budowniczych po wizycie w Panteonie, chwila zadumy i wyciszenia w Kaplicy Sykstyńskiej. Rzędy czerwonych dachówek widziane z okien Muzeów Watykańskich. Ciąg naganiaczy od stacji metra Ottaviano aż po Plac św. Piotra. Wielojęzyczna kakofonia, wszystkie możliwe odcienie skóry i niestrudzeni pielgrzymi z niemal każdego zakątka świata.
Rzym. Tu wciąż jest centrum świata.
1. Czego tu nie ma – ruiny Forum Romanum, Wzgórze Kapitolińskie i Ołtarz Ojczyzny upamiętniający zjednoczenie Włoch
2. Na Forum Trajana, zamiast na ławkach, siedzi się na głowicach starożytnych kolumn.
3. Schody Hiszpańskie w nietypowej, bo opustoszałej odsłonie. Winny strajk anarchistów
4. Zielony dywan z sosen piniowych, znad którego wyłania się typowa rzymska architektura.
5. Szum wody w Fontannie di Trevi słychać już z oddali. Szkoda, że z bliska zagłusza go harmider turystów.
6. Mewa Ewa dumnie pozuje na tle Koloseum.
Na podstawie trzech wizyt w Rzymie
Pani Marto,
piękne zdjęcia i opisana atmosfera Rzymu.
Ja osobiście byłam tam ledwie raz ale moje odczucia są odrobine inne. Byliśmy z 1,5 rocznym dzieckiem tydzień przed Wielkanocą więc dla mnie było zbyt ciasno, niewygodnie. Z Kaplicy Sykstyńskiej i Bazyliki Św. Piotra pamiętam tylko frustrację na tłum ale widać nie byłam jeszcze gotowa. (z niemowlakiem do Muzeów Watykańskich można wejść bez kolejki!). Masowe miejsca chyba są po prostu zbyt męczące. ale Rzym to też piękne kościoły w których sławne (i przede wszystkim piękne) dzieła można kontemplować niemal w samotności (niesamowite). Pięknie w innym artykule opisała Pani wizytę w Willa Borghese i dla mnie to miejsce powód aby jeszcze wrócić do Rzymu aczkolwiek myślę, że trzeba w takich miejscach szukać miejsc mniej oczywistych i “must see”.
Jestem też ciekawa jaki sposób zwiedzania ma Pani na takiej miejsca jak Rzym.
pozdrawiam
Pani Aniu, bardzo dziękuję za wizytę i komentarz. Zawsze mi miło, gdy ktoś zostawia po sobie ślad i dzieli się swoimi odczuciami lub wrażeniami z opisywanego miejsca.
Willę Borghese koniecznie trzeba odwiedzić. To zupełnie wyjątkowe muzeum, trochę na uboczu, położone w pięknym parku. Na Rzym, Wenecję czy Florencję receptę mam jedną – jechać tam poza sezonem. Akurat w przypadku Rzymu sytuacja jest o tyle komfortowa, że niemal przez cały rok jest tam ciepło (w grudniu potrafi być tam 15 stopni + słońce = 20 stopni).
Moim zdaniem Rzym należy sobie dozować, przyjechać do niego przynajmniej dwa razy. A nie jest to fanaberią, bo bilety można kupić za 200 zł w dwie strony – niemal tyle, co za Pendolino Warszawa-Kraków :). Nie należy oglądać wszystkiego na raz, bo człowiek tylko się zmęczy, a nic nie zapamięta. Nie będzie miał czasu, żeby sobie posiedzieć pod Koloseum lub pod Fontanną di Trevi i w tym zalewie turystów dostrzec ich piękno. Rzym jest na tyle duży i ciekawy, że naprawdę można trafić do zakątków zupełnie pustych, a tak samo pięknych, jak ścisłe turystyczne centrum.
Pozdrawiam serdecznie i życzę powrotu do Rzymu.