Pustynia Kalut była od początku moim celem w czasie podróży po Persji. Ale Iran to nie Maroko. Nie czekali na mnie Beduini z wielbłądami, gotowi zabrać mnie na pustynię nawet w środku nocy. Przekonana, że mimo wszystko jakoś to będzie i zobaczę marsjańskie krajobrazy, powoli zmierzałam na południowy-wschód. I faktycznie, jak zawsze spadłam na cztery łapy.
Bazą wypadową na pustynię Kalut jest Kerman, który przedstawiłam w poprzednim wpisie. W mieście cierpiącym na chroniczny brak miejsc w hotelach, co dosięgło i mnie, spotkałam trzy Francuzki. Jedna czterdziestoletnia pani stomatolog, choć wyglądała co najmniej 10 lat młodziej, oraz dwie młode pracownice socjalne. To im zawdzięczam, że moja pustynna wyprawa doszła do skutku. Cała nasza czwórka dostała nocleg w tym samym hotelu. Zaraz obok znajdowało się biuro podróży, do którego wystarczyło tylko wejść, by załatwić każdą sprawę. Podczas gdy ja szukałam na mieście falafela, moje francuskie koleżanki umawiały wyprawę na pustynię na następny dzień.
Spotkałam je w momencie, gdy dobiły już targu i teraz to one zmierzały coś zjeść. Powiedziały, że nie wiedziały, czy ja też jestem zainteresowana, więc wycieczkę umówiły tylko dla trzech osób. Zrobiłam smutną minkę, która na nie znakomicie podziałała. Od razu poszłyśmy do kierownika biura, który wykonał telefon do naszego przewodnika. Po minucie stałam się kolejną uczestniczką wycieczki, nie za bardzo wiedząc, jaki będzie plan podróży. Ale jak się okazało, całkowicie spełnił moje oczekiwania. Za 45€ miałam w pakiecie dwudniową wyprawę z noclegiem, kolacją i śniadaniem w obozie na skraju pustyni oraz wizytę w cytadeli Rayen, w ogrodzie Shahzade i w mauzoleum w Mahan. Szczególnie byłam ciekawa tego ostatniego miejsca, które tak oczarowało mnie na pocztówce, że zapragnęłam je odwiedzić.
Na pokładzie zabytkowego BMW
Na pustynną wyprawę nie wyruszyłyśmy turystycznym busem, a 40-letnim BMW w kolorze pastelowego błękitu. Kierowca i przewodnik w jednej osobie był w swoim aucie bezgranicznie zakochany, a nam nie zabrało wiele czasu, by tę miłość podzielać razem z nim. Nie były to zbyt komfortowe warunki podróży, bo w trójkę siedziałyśmy na tylnej kanapie, a dodatkowo otwarte okna sprawiały, że nie słyszałyśmy opowieści Mohammada. Ale wszystkie niedogodności całkowicie rekompensowały mijane widoki.
Wystrzępione góry, zielone połacie, pięknie układające się chmury na niebie. A do tego temperatura rosnąca wraz z mijanymi kilometrami. Zmierzaliśmy do najcieplejszego miejsca w Iranie. Ale zamiast zwalającego z nóg gorącego powietrza trafiliśmy na pogodową anomalię – na skraju pustyni spotkała nas nawet ulewa. Oprócz oglądania zaokiennych krajobrazów całą drogę wypełniały nam rozmowy. Tak się złożyło, że w tym czasie w Iranie i Francji toczyła się kampania prezydencka. Wypytywałam moich towarzyszy o ich opinie i odczucia, bo byłam ciekawa społecznych nastrojów w obu krajach. Mohammad jednak szybko przywołał mnie do porządku, krzycząc: „Jesteś na pustyni, przestań mówić o polityce!”.
Widoki po drodze na pustynię Kalut
Cytadela Rayen
Iran słynie przede wszystkim z cytadeli w Bam – starożytnym mieście, które w 2003 roku nawiedziło wielkie trzęsienie ziemi. W jego wyniku większość zabytkowej budowli została zniszczona, a ponad 26 tysięcy mieszkańców zginęło. Władze Iranu oraz UNESCO dokładają wszelkich starań, aby odbudować cytadelę. Droga z Kerman do Bam trwa ponad trzy godziny, za to cytadela w Rayen jest oddalona tylko 110 km. Może nie tak rozległa i znana, ale również warta zobaczenia. Z dala od turystycznych szlaków widok turysty budzi tu wielkie poruszenie. Gdy kupowałam bilet do cytadeli (150.000 riali) otoczyła mnie grupka uczennic, które koniecznie chciały zrobić sobie ze mną zdjęcie. Czułam się jak Angelina Jolie na misji UNICEF-u.
Cytadela Rayen jest położona w otoczeniu gór Haraz, co tworzy wyjątkowe tło. Ostatni mieszkańcy opuścili ją 150 lat temu, a jej początki sięgają tysiąca lat wstecz. Pełniła rolę małego miasta – w najwyższej wieży mieszkał gubernator w otoczeniu straży, na miejscu był bazar, warsztaty rzemieślnicze i stajnie. Na terenie cytadeli wydzielono specjalne rewiry: dla rzemieślników, kupców, biedoty, klasy średniej. Rayen leżało na szlaku handlowym i słynęło z wysokiej jakości tkanin i wartościowych dóbr. Było też miejscem, w którym wyrabiano miecze i noże, a potem także pistolety. W okolicy powstało mnóstwo ogrodów owocowych, kopalni różowego marmuru i kilka gorących źródeł.
Pustynia Kalut
Na zachód słońca mieliśmy zaplanowaną wizytę na pustyni. Tak późno, bo spodziewaliśmy się trudnego do wytrzymaniu skwaru i duchoty. Ale zamiast tego przywitał nas porywisty wiatr i niebo zasnute ciężkimi chmurami. Zachodzące słońce pojawiło się tylko na moment, by szybko skryć się za szaro-białą pierzyną. Ale i bez tego widoki przed oczami były w pełni satysfakcjonujące. Kalut nie jest pustynią piaszczystą z wielkimi wydmami. Znajdziemy tu wiele ciekawych form skalnych, ukształtowanych przez smagający je wiatr. Krajobraz jest zupełnie nieziemski.
Pustynia Kalut jest miejscem, do którego nie trafia zbyt wielu turystów. A to ze względu na duży dystans od głównych szlaków turystycznych. Bliżej jest tu do granicy z Pakistanem i Afganistanem niż do uwielbianego przez wszystkich Isfahan. Prócz naszej czwórki na pustyni było jeszcze kilka innych osób, które dojechały tu z taksówkarzami. Większość kierowców i przewodników dowozi turystów raczej na skraj pustyni, do znanego im dobrze miejsca spotkań, skąd rozciągają się najlepsze widoki. Jeśli ktoś wynajmie samochód, może pojechać dalej pustą, asfaltową drogą i być pewnym, że na pustyni znajdzie się zupełnie sam.
Nocleg na pustyni
W pobliżu pustyni Kalut są bodajże dwa miejsca, w których można przenocować. Jednym z nich jest Kalut Ecologe położony w malutkiej wiosce, w której ludzie żyją z tego, co uda się im wyhodować i zebrać. Uprawia się tu m.in. czosnek, pistacje i oliwki. Okolica jest prawdziwym fenomenem, bo mimo pustynnego klimatu rośnie tu nawet las. Wielką atrakcją wioski jest świetnie zachowany karawanseraj. W czasie mojego obchodu towarzyszył mi pies – zwierzę w islamie szyickim uważane za nieczyste, którego do tej pory w Iranie nie widziałam. Gdy stanął mi na drodze, bałam się, że rzuci się na mnie z zębami. Wokół żywego ducha, tylko kozy biegające po pustej ścieżce. Ale psina radośnie mnie oprowadzała po swoich kątach i ani myślała zrobić mi krzywdę.
Sam nocleg w Kalut Ecologe to typowy obozowy standard – śpi się na dywanach w wielkim wspólnym pomieszczeniu i przykrywa kocami. Dość spartańskie warunki, ale da się wytrzymać. Prysznic i kibelek na zewnątrz, oczywiście w typie tureckim. Na szczęście miałam ze sobą cały grajdoł, więc mogłam położyć się pod swoim śpiworem. Przyznam otwarcie, że nie jestem typem obozowym i namiotowym. Nie lubię spać w brudzie i zastanawiać się, ile rodzajów mikroorganizmów czai się za moim łóżkiem lub na materacu, na którym leżę. Posiłki były duże i całkiem smaczne, jak na możliwości takiego obozu.
Ogród Shahzade
Iran to w przeważającej większości kraj pustynny pokryty górskimi grzbietami, ale zdarzają się w nim zielone oazy. Kwitnące ogrody to jeden z symboli kraju i kwintesencja lokalnego piękna. Irańczycy lubią w nich spędzać czas wolny, odpoczywać od upałów, piknikować czy po prostu cieszyć oczy kwitnącymi roślinami. Na pustynnych przedmieściach Mahan znajduje się jedna z takich kanonicznych oaz – ogród Shahzade z 1850 roku (wstęp 200.000 riali). Rośnie w nim kilka gatunków róż i inne odmiany kwiatów, które są pieczołowicie pielęgnowane przez ogrodników, a przez sam jego środek biegnie strumień, który tworzy wodną kaskadę.
Mauzoleum w Mahan
Kompleks mauzoleum (wstęp 100.000 riali) znacznie odbiegał od moich wyobrażeń i pocztówkowego widoku. Jest do ważne miejsce dla muzułmanów, centrum pielgrzymek sufickich i miejsce pochówku jednego z sufickich przywódców. Nematollah Vali był poetą, mędrcem i założycielem zakonu derwiszów. Jednak mauzoleum na tle poprzednio odwiedzonych, naprawdę zachwycających meczetów, wypada dość blado.
Maj 2017 r.