Prizren – miasto cerkwi i meczetów

kosowo

Lubię powracać do tych samych krajów. Gdy młody Kosowar w autokarze do Prizren zapytał mnie, czy jestem pierwszy raz w Kosowie, z dumą odpowiedziałam, że nie. Po wizycie w Prisztinie i Kosowskiej Mitrovicy przyszedł czas na odwiedziny kolejnego miasta. Prizren to kosowska perełka, w której jest co oglądać, gdzie się zatrzymać i gdzie zjeść. Dlatego też obecność turystów jakby większa niż w pozostałych częściach kraju. Ale na szczęście wciąż jest ich niewielu.

 

Poprzednim razem wjeżdżałam do Kosowa od strony Serbii, mijając granicę, której oficjalnie nie ma, ale i tak sprawdzą Twój paszport. Tym razem przekraczałam przejście graniczne z Macedonią i tą samą drogą potem wracałam. Po raz pierwszy w moim paszporcie miała się pojawić kosowska pieczątka. Nadal nie pozbyłam się dziecięcej radości z kolekcjonowania kolejnych stempelków, co w Europie jest coraz trudniejsze z powodu rozszerzania się Strefy Schengen.

Stan triumfu został odrobinę przytłumiony przez myśl o późniejszym przekraczaniu granicy serbskiej w drodze powrotnej do Polski. Czy celnicy nie będą na mnie krzywo patrzeć? I czy w ogóle mnie przepuszczą? Powinni, bo do Serbii wjadę od strony Macedonii. Wszelkie troski odłożyłam na bok, kiedy do moich rąk wrócił paszport z ledwo widoczną kosowską pieczątką, na dodatek umieszczoną na samej górze strony. Nawet najbardziej wścibski i drobiazgowy Serb jest w stanie ją przeoczyć. Ale już pieczątka wyjazdowa była modelowa – duża, wyraźna i na samym środku strony. Stała się sąsiadką dotychczasowych, już nieco wyblakłych i stawianych od niechcenia, pieczątek serbskich.

Lubię kosowskie autobusy za ich klimat. Głośna muzyka, głośne rozmowy, głośne dzieci. I co dziwne – brak ciekawskich spojrzeń w moim kierunku. Pomocnik kierowcy, który zbierał paszporty, ochrzcił mnie Zbyszek, jak tylko dowiedział się, że jestem z Polski. To na cześć Zbigniewa Bońka. Za każdym razem jestem pod wrażeniem, kiedy przypadkowo spotkani ludzie z odległych krajów rzucają nazwiskami polskich piłkarzy. Za oknem krajobrazy południowego Kosowa są bardziej zielone i górzyste od tych z północy. Po drodze w wielu miejscach rozsiane są cmentarze i monumenty upamiętniające bojowników z UÇK, czyli Armii Wyzwolenia Kosowa.

Armia wyzwolenia kosowa uck

 

Hotelowe luksusy

Siedzący za mną chłopak w końcu zebrał się na odwagę i zapytał, skąd jestem i czego szukam w Kosowie. Korzystając z okazji, zapytałam go, czy zna jakiś tani hotel w Prizren. Powiedział, że nie zna za bardzo miasta, ale pomoże mi czegoś poszukać. Miałam już ze sobą wydrukowaną mapę z zaznaczonym hotelem, który wcześniej znalazłam w Internecie. Cena za pokój miała wynosić 15 €, czyli śmieszne mało, porównując ceny nie tyle hoteli, co hosteli w Europie Zachodniej i biorąc pod uwagę fakt, że to pokój tylko dla mnie.

Mój towarzysz chciał zachować się po dżentelmeńsku i na dworcu zabrał mi mapę, próbując zaprowadzić mnie pod wskazany adres. Ale naprawdę nie znał dobrze miasta. Ja też, ale mapa była na tyle precyzyjna, a układ ulic nieskomplikowany, że droga z dworca do hotelu zabierała raptem pięć minut i była łatwa do znalezienia. Mimo to poszliśmy za daleko i krążyliśmy przez 15 minut po centrum miasta. W końcu się zbuntowałam i powiedziałam, że to zupełnie nie tutaj i powinniśmy skręcić w prawo kilka ulic wcześniej.

Gdy dotarliśmy do hotelu i stawiliśmy się w recepcji, odrobinę przeraziłam się jego dość ekskluzywnym charakterem. Po raz pierwszy moje zakurzone i sędziwe sandały stanęły na czystym, czerwonym dywanie w hotelu z prawdziwego zdarzenia. Mój towarzysz wyjaśnił po albańsku, że szukam noclegu i to jak najtańszego. Wówczas recepcjonistka odpowiedziała do mnie po niemiecku. Na początku nie wiedziałam, o co chodzi, ale potem przypomniałam sobie, że Prizren znajduje się w niemieckim sektorze KFOR. Moja uroda również mogła mieć dla niej znamiona germańskie. Na szczęście po angielsku też mówiła i zaproponowała, że mogę przenocować za 15 €, choć normalna stawka to 20 €. Jak weszłam do pokoju, mimowolnie wydobyło się ze mnie głośne „Oooooo”, gdy zobaczyłam czekające na mnie luksusy. Duże łóżko, szafa, mnóstwo przestrzeni, łazienka tylko dla mnie i nawet telewizor-staruszek. Spało się tam na tyle dobrze i komfortowo, że niemal zaspałam na poranny autobus.

prizren kosowo

prizren panorama

 

Prizren – trudna przeszłość

Odwiedzając Kosowo, należy mieć choć trochę rozeznania w historii tego regionu. Tak jak w innych miastach lub wioskach, również i w Prizren wciąż widoczne są pozostałości po serbskiej obecności. Przy cerkwiach – w większości wypadków poważnie uszkodzonych w 2004 r. – umieszczono tabliczki po serbsku, albańsku i angielsku, że jest to obiekt chroniony prawem i wszelkie próby wandalizmu i bezczeszczenia tych miejsc zostaną ukarane. Zniszczona Cerkiew Chrystusa Zbawiciela, niegdyś jeden z najcenniejszych serbskich zabytków sakralnych, stoi smętnie na wzgórzu, ogrodzona drutem kolczastym.

Albańczycy, wspinający się na górę na miejską fortecę, nawet nie patrzą w jej stronę. Tylko ja się zatrzymałam, zaglądając przez wybite szyby i okratowania do środka, szukając śladów dawnej świetności. Jednak największe znaczenie artystyczne i religijne ma dla Serbów Cerkiew Bogurodzicy Ljeviškiej, która została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 2006 r. Mimo to do tej pory nie podjęto żadnych większych prób jej odrestaurowania.

Patrząc na Prizren z fortu położonego na wzgórzu, jak na dłoni widać liczne kopuły meczetów, a gdzieniegdzie zachowane cerkwie. Jednak gdy przemierza się ulice, miasto ma już wybitnie muzułmański charakter. Choć można tu dostrzec rys indywidualizmu, odróżniający Prizren chociażby od Prisztiny. Jest tu czysto, zielono i bardziej spokojnie. Na uwagę zasługuje urokliwa starówka, podobna do tej w Sarajewie lub Skopje. Miasto nie jest zbyt duże, a samochodów też jest niewiele. W dzielnicy zakupowej mnóstwo sklepów odzieżowych, do których prawie nikt nie zagląda. W witrynach stoją kolorowe, bufiaste i przesadnie rozkloszowane suknie rodem z Dynastii.

W drodze do Prizren mijałam bazę KFOR, położoną tuż za miastem. Postanowiłam do niej podreptać w moich japonkach i sukience (bezbłędny kamuflaż), ale okazała się być zbyt daleko. Wzbudzałam też zbyt niezdrowe zainteresowanie, idąc sama ulicą w dziwnym kierunku. Już nie wspominając o tym, że i tak by mnie stamtąd przegonili. Dlatego zdecydowałam się na nią zaczaić i zrobić zdjęcia w autobusie w drodze powrotnej. Do dziś pamiętam, że wszyscy pasażerowie usiedli po lewej stronie i tylko ja zajęłam miejsce po prawej. Skwar był tego dnia ogromny, słońce wdzierało się przez szybę na moją stronę i nieludzko się męczyłam. Gdy tylko minęliśmy bazę, z ulgą przesiadłam się na inne miejsce.

 

Kosowo a Albania

Jedząc obiad w jednej z restauracji w centrum Prizren, stwierdziłam, że siostrzana Albania jest chyba najbardziej rozwalonym i zapóźnionym krajem w Europie (nie byłam w Mołdawii). Nawet Kosowo ma lepsze dworce – Kosowo to MA dworce, Albania ich nie ma. Są tu niezłe restauracje z szerokim menu, odpowiednie nawet na moją nędzną kieszeń. Mieszkańcy mówią po angielsku i są bardzo przyjaźnie nastawieni. Ale warto podkreślić, że Kosowo jest państwem dopiero od 5 lat. Pewnie też otrzymuje większe wsparcie finansowe od Zachodu. Tutejsza policja jeździ Land Roverami. Albania, przez lata komunistyczna i skłócona ze wszystkimi, musi radzić sobie sama. Mafia pomaga tylko w ograniczonym zakresie. Do Kosowa jeszcze wrócę, to pewne. Ciekawa jestem jeszcze Peć. Poza tym lubię płacić w sklepach w euro za produkty w zupełnie nieeuropejskich cenach.

 

Sierpień 2011 r.

 

2 thoughts on “Prizren – miasto cerkwi i meczetów

  • 16/06/2018 at 13:21
    Permalink

    Bardzo ciekawy Opis :) Bylem w Kosowie 2 razy i sie zakochalem . Pec oraz kapiel w cieplych wodach w wiosce Bänje polecam. Pozrawiam christian_offi

    Reply
    • 17/06/2018 at 16:13
      Permalink

      Dziękuję za komentarz! Z rady skorzystam, jak po raz trzeci zawitam do Kosowa.

      Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.