Podróżnicza typologia. Najpopularniejsze typy turystów

podróżnicza typologia

Nie odwiedziłam dziesiątków krajów, nie zjechałam pół Europy autostopem, ani nie uważam siebie za szczególnie dzielną i odważną podróżniczkę. O ile to określenie jest w ogóle na miejscu i nie na wyrost. Mimo to bywam cyniczna, a na dodatek moim zboczeniem zawodowym jest obserwowanie ludzi i analizowanie ich zachowań. Dlatego postanowiłam opisać najczęściej powtarzające się typy osób, spotykane przeze mnie w czasie bliższych i dalszych wojaży. Z góry uprzedzam, że moja podróżnicza typologia nie jest ani trochę poprawna formalnie i zawiera tylko najbardziej jaskrawe przykłady.

 

Sztywni profesjonaliści

Najlepszym opisem tej kategorii jest poniższa scenka. W parku w tureckim mieście Urfa, w którym leniwe popołudnie spędzali w przeważającej większości tylko mężczyźni, pojawiła się czwórka przybyszów z profesjonalnymi aparatami zawieszonymi na szyi. Tymi obiektywami mogliby bez większych przeszkód robić z Urfy zdjęcia meczetom w Stambule. Obładowani sprzętem fotograficznym oraz torbami, zapewne z kolejnymi obiektywami, ładowarkami, czyścikami i innymi cudami techniki, na dodatek ubrani w wojskowe ciuchy i wysokie, ciężkie buty, wyglądali komicznie. Tamtego dnia było jakieś 35 stopni w cieniu. Od razu wzbudzili nienachalne, lecz subtelne zainteresowanie zebranych. Zapytali grupkę starszych panów, czy mogą zrobić im zdjęcie. Zajęło im to bite 5 minut i wcale się w tym miejscu nie wyzłośliwiam. Jedno zdjęcie. 5 minut. Niemal z zegarkiem w ręku.

podróżnicza typologia

 

Więźniowie przewodników

Nosy zanurzone w przewodniku, najczęściej Lonely Planet, to ich cecha charakterystyczna. To ten typ podróżników, którzy podążają wyłącznie śladem ścieżek polecanych w przewodnikach i muszą zobaczyć wszystkie wymienione w nich atrakcje. Jak jadają obiady, to zawsze w restauracjach przez nie polecanych, jakby innych nie było. Od jakiegoś czasu zastanawia mnie, jaki jest cel umieszczania adresów restauracji w przewodnikach kierowanych głównie do młodych ludzi, którzy sami organizują sobie wyjazdy i powinni się cechować wystarczającym stopniem samodzielności, by znaleźć odpowiednie miejsce do zjedzenia posiłku. W czasie podróży zawsze są zanurzeni w lekturze i znają odwiedzany kraj lepiej od jego mieszkańców. Z wyprzedzeniem rezerwują noclegi, całą podróż mają dokładnie zaplanowaną, a trasa jest przemyślana i naszpikowana atrakcjami. Wydają dużo pieniędzy na wszelkie wstępy do muzeów oraz inne fakultatywne atrakcje. Lubię ich spotykać, bo są najlepszym źródłem informacji, gdzie się zatrzymać i co warto odwiedzić. Oni widzieli niemal wszystko.

 

Wirtualni wędrowcy

Trzeci typ, często spotykany przeze mnie w hostelach, to osoby uzależnione od mediów społecznościowych. W podróży zawsze z laptopem, smartfonem i powerbankiem. Rano, po południu, wieczorem – cały czas siedzą w internecie i doprawdy nie wiem, czemu serwisy społecznościowe wydają się im atrakcyjniejsze niż nowo odwiedzane miejsce. Przyznam się, że czasami zaglądam im przez ramię i widzę, jak rozmawiają ze znajomymi lub umieszczają nowe zdjęcia na profilu. Cały czas są on-line, jakby w ogóle nigdy nie wyjechali. Nie ruszają się nigdzie, siedzą całymi dniami w hostelach, ewentualnie pójdą gdzieś niedaleko wieczorną porą. W ciągu dnia, gdy żar leje się z nieba, nie chce się im wychodzić na miasto. Zawsze okupują wszystkie dostępne gniazdka elektryczne oraz warczą groźnie lub łypią nieufnie wzrokiem, gdy próbuje się odłączyć ich elektronikę i podładować swoją komórkę lub aparat. Odwiedzają raczej duże, miejskie aglomeracje, gdzie na pewno znajdą internet.

typy podróżników

 

Turyści premium

Niezbyt często, ale jednak spotykam na swej drodze tak zwanych turystów nadzianych, którzy jeżdżą taksówkami, jadają w ekskluzywnych knajpach i stać ich na prywatnych przewodników. Oni nie wiedzą, co to głód rozrywający trzewia lub lodowata woda pod prysznicem. Nierzadko są to młodzi Azjaci, którzy łączą dziesięciogodzinną jazdę autokarem, aby choć trochę zasmakować trudów podróży, z noclegiem w najlepszym hotelu w mieście. Jednak w tej kategorii przeważają osoby starsze. Właśnie jednego z takich turystów spotkałam w moim hotelu w Urfie. Był zachwycony Diyarbakir, co mnie szczerze zdziwiło, bo był to starszy, dystyngowany Anglik i nie podejrzewałabym go o tak odważny i niepopularny gust. Mówiąc szczerze, Diyarbakir nie należy do najładniejszych miast w Turcji. Nie należy nawet do miast ładnych. Nie ma w nim większych atrakcji. Chciałam wiedzieć, jak sobie poradził, nie znając języka. Drogi hotel i prywatny przewodnik – tak sobie poradził.

 

Grupy zorganizowane

Wakacje z biurem podróży pod znakiem: wszędzie cię zawiozą, dadzą jeść i pić o stałej porze, a nawet przez cały dzień w opcji all inclusive, a na koniec jeszcze się ukłonią z gracją i poproszą o napiwek. Ceną, jaką płaci się za tę wygodę, jest brak nawet elementarnego poznania kraju, do którego się przyjeżdża. Mimo że przewodnik z detalami opisuje każde odwiedzane miejsce, to nadmiar informacji jest dla nich na tyle duży, że wszystko wypada im drugim uchem. Na własną eksplorację dostają góra godzinę czasu wolnego w danym mieście. Potem z powrotem do busa i w drogę, bo plan napięty, a turyści głodni. Są zmorą wszelkich obiektów turystycznych z kategorii “musisz to zobaczyć”, ale przynajmniej wspierają lokalną gospodarkę, kupując tony pamiątek.

 

Bezmyślni autostopowicze

Mam wrażenie, że ten typ podróżowania staje się coraz bardziej sztuką dla sztuki i zaczyna ocierać się o bezmyślność. Tu już nie chodzi o to, że nie mamy pieniędzy i dlatego wybieramy autostop, bo chcemy zobaczyć kawałek świata. Dla niektórych sam fakt, że zjechali pół Europy, korzystając z życzliwości innych osób, jest powodem do dumy. Tracą lub nie rozumieją ducha takiego podróżowania. Kiedyś w hostelu w Ohrid spotkałam Polkę, która z chłopakiem podróżowała autostopem przez Bałkany. Wgniotła mnie w ziemię wyznaniem, że hostelowa łazienka jest obskurna. Moim zdaniem była to jedna z najbardziej luksusowych łazienek, z jakich miałam okazję korzystać w podróży. W jej przypadku autostop powinien być zabroniony.

Często ludzie w biednych regionach świata traktują przybysza w sposób szczególnie wyjątkowy i dają mu wszystko, co najlepsze. W takich sytuacjach ważna jest solidna refleksja i znajomość kultury danego kraju. Jeśli biedna rodzina specjalnie dla nas chce urządzić ucztę, powinna nam się włączyć lampka alarmowa. Życzliwość, otwartość i gościnność spotkanych w drodze ludzi jest jednym z największych dobrodziejstw w czasie podróży. Ale należy to wykorzystywać z głową i kierować się w życiu zasadą zaczerpniętą od Marcela Maussa – dar i przeciwdar. Nie powinno podróżować się po to, aby zrobić to jak najtaniej i kosztem mieszkańców odwiedzanych krajów.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.