Nowa Ruda to miasto przyciągające turystów przede wszystkim z powodu nieczynnej kopalni przekształconej w muzeum. I to nie byle jakiej. Po pierwsze, wydobywano tu najlepszy węgiel (antracyt), którego złoża wciąż znajdują się w okolicy. Po drugie, uznawano ją za jedną z najbardziej niebezpiecznych w Europie z powodu wysokiego stężenia dwutlenku węgla i częstych wyrzutów skał.
Świat kopalni to świat męski. Ale nie zawsze tak było. W Polsce panie pracowały w szybach do lat 50. XX wieku. Dziś pełnią przede wszystkim role administracyjne. Przewrotne jest to, że patronką górników jest właśnie kobieta – św. Barbara. Choć to potoczne określenie, gdyż w rzeczywistości jest patronką trudnej pracy i dobrej śmierci. Chroni również hutników, marynarzy, rybaków, flisaków czy żołnierzy. W górnictwie nie ma równouprawnienia i trzeba to zaakceptować. Na przykład górnicza czapka (czako) w wersji męskiej jest zdobiona pióropuszem z kogucich piór o długości 22 cm. U kobiet ich nie zobaczymy. W obchodach Barbórki uczestniczą wszyscy pracownicy kopalni, ale już karczma piwna, drugie co do ważności górnicze święto, jest dedykowana wyłącznie panom.
Atrybuty górnika – czako i puchary z karczmy piwnej. Czako z białymi piórami noszą osoby z nadzoru. Czarny kolor jest przypisany górnikom, czerwony – osobom z orkiestry górniczej, a biało-czerwony – dyrygentom orkiestry. Z kolei czako z zielonymi piórami dotyczy dyrektorów kopalń.
Czarne złoto w Nowej Rudzie
Węgiel na ziemiach noworudzkich odkryto już w średniowieczu. W 1434 roku pojawiła pierwsza udokumentowana wzmianka o istnieniu kopalni. Rozkwit górnictwa przypada na XVII i XVIII wiek. Wówczas mniejszych i większych sztolni jest w okolicy kilka. Jedną z nich, założoną w 1742 roku, jest kopalnia „Ruben” (powojenna Nowa Ruda). W 1810 roku, podobnie jak całe miasto, przejdzie w ręce rodziny Magnisów.
W 1941 roku wydarzyła się największa tragedia w historii kopalni w Nowej Rudzie – zginęło 187 górników. Nie był to najtragiczniejszy wypadek w dziejach naszego górnictwa, gdyż sztolnia znajdowała się na terenie III Rzeszy. Już za polskich czasów, w 1958 roku, nastąpił największy w historii kraju (i drugi największy na świecie) kontrolowany wyrzut gazów i skał. Mowa o siedmiu tysiącach ton masy skalnej i 750 tysiącach metrów sześciennych dwutlenku węgla.
Jeśli pamiętacie ze szkoły lekturę „Łyska z pokładu Idy”, to wiecie, że w kopalniach pracowały też konie, ciągając wózki z węglem. W Nowej Rudzie górnicze obowiązki pełniło w sumie 400 zwierząt – ostatni do 1964 roku. To zaskakująco długo, biorąc pod uwagę ich tragiczny los. Jeśli tylko wjechały do kopalni, nigdy z niej nie wyjeżdżały. Wzrok traciły po roku spędzonym pod ziemią. Konie, które padły, zasypywano pod chodnikiem.
Dawna kopalnia Nowa Ruda
Kopalnia Nowa Ruda (a konkretnie Pole „Piast”) działała do 1995 roku, aż uznano, że jest nierentowna. Mimo że – jak już wspomniałam – wciąż znajdują się tu złoża drogocennego antracytu. Zawiera on w sobie aż 97% węgla (w węglu kamiennym jest to od 74 do 95%) i tym samym posiada najwyższą wartość energetyczną ze spalania. W Polsce występuje jeszcze w okolicach Wałbrzycha. Już rok po zamknięciu kopalni utworzono w jej miejscu muzeum.
- Bilety (ceny w 2022 r.): 30 zł normalny, 22 zł ulgowy (dzieci od 4 r.ż, uczniowie, studenci, emeryci)
- Godziny otwarcia: 9:00-17:00 (jesienią i zimą do 16:00), w poniedziałki zamknięte
- Dojazd: można tu dojechać pociągiem – stacja Nowa Ruda Przedmieście (niestety kursów nie jest dużo, a sam postój jest na żądanie!)
Zwiedzanie jest podzielone na dwie części. Najpierw oglądamy wystawę w pawilonie, na której znajdziemy szereg informacji związanych z górnictwem. Począwszy od tego, skąd w ogóle bierze się węgiel, poprzez prezentację skał i minerałów, aż po przegląd dawnego ekwipunku górników oraz aranżację stanowisk kontrolnych. Wśród najciekawszych eksponatów znajdują się autentyczne odciski paproci, skrzypów i widłaków sprzed 300 milionów lat. To właśnie ze szczątków roślin tworzących lasy bagienne powstały pokłady węgla kamiennego. Nie były to byle jakie roślinki, gdyż prehistoryczne skrzypy i widłaki osiągały wysokość nawet 30 m. Ale dawno, dawno temu wszystko było większe, także zwierzęta.
Górnicza szychta
Choć wystawa w pawilonie jest ciekawa, to i tak każdy odwiedzający czeka na moment, kiedy będzie mógł wejść do dawnej kopalni. Ale najpierw musi wybrać kolor kasku, który odpowiada rolom pod ziemią. Ja zdecydowałam się na biały, mając nadzieję, że ten neutralny kolor nie wiąże się z jakimiś wymagającymi obowiązkami i przysługuje np. gościom (tak jak na budowach). Tymczasem biały kask należy do nadzorców. Górnicy zakładają kaski brązowe, osoby nowo przyjęte – czerwone, elektrycy – zielone, a niebieski trafia do sygnalistów odpowiedzialnych za zjazd i wyjazd załogi oraz drużyn maszynowych (hydraulicy czy ślusarze).
Pewnym rozczarowaniem możemy być fakt, że zwiedzanie kopalni nie odbywa się nisko pod ziemią. Wchodzimy po prostu do tunelu, gdzie zwłaszcza latem panuje niższa temperatura niż na zewnątrz. Za to w środku widoki, sprzęty i atmosfera jak na prawdziwej szychcie. Nie liczcie na jakieś spektakularne zdjęcia, bo jest po prostu czarno i z mnóstwem żelastwa naokoło. Mimo to zwiedzanie jest ciekawe, gdyż niecodziennie ma się okazję być w kopalni.
Jako największą atrakcję wskazuje się przejazd autentyczną górniczą kolejką. Kiedyś naprawdę służyła pracownikom, którzy do ciasnego wagoniku wchodzili w cztery osoby, na dodatek z całym sprzętem. Kolejka rozwija całkiem dużą prędkość i przynosi frajdę nie tylko dzieciom ;).
Na zdjęciu ule, czyli… toalety. Opróżniali je tzw. miodziarze w żółtych kaskach na głowach. Nie wiem, czy to specyfika tej kopalni, gdyż współcześnie ten kolor przynależy górnikom odpowiedzialnym za transport podziemny. W każdym razie miodziarze, co oczywiste, nie cieszyli się estymą, poruszali się tylko głównymi korytarzami i w powszechnym mniemaniu uchodzili za leni.
Nowa Ruda dziś
Po zamknięciu kopalni miasto na długie lata pogrążyło się w kryzysie, a mieszkańców dotknęło ogromne bezrobocie (w 2005 roku sięgnęło 40%!). Szukali oni szczęścia w kopalniach w innych regionach albo wyjeżdżali za chlebem za granicę. Nieliczni się przekwalifikowali, a jeszcze inni odliczali dni do emerytury, będąc uzależnionymi od pomocy społecznej. Współczesna Nowa Ruda to miejsce, w którym widać zmiany na lepsze. Zapewne głównym pracodawcą są dziś popularne sieci handlowe, których wielkie sklepy wyrosły na przedmieściach. Centrum, które uniknęło betonowej rewitalizacji, może pochwalić się ładnym ratuszem, kolorowymi, odnowionymi kamienicami oraz całkiem sporą ilością zieleni. Panuje tu małomiasteczkowy klimat, który naprawdę może się podobać.
Atrakcją Nowej Rudy jest jej mieszkalna zabudowa pochodząca z XVII i XVIII wieku. Chodzi przede wszystkim o pierwotnie drewniane domy tkaczy zlokalizowane przy ul. Nadrzecznej. Warto zajrzeć do środka, jeśli tylko będzie to możliwe. Wnętrza prezentują się zjawiskowo i bardzo historycznie.
Kościół św. Mikołaja to przepiękny przykład neogotyku. Wzniesiono go w latach 1885-87 w miejscu wcześniejszej świątyni strawionej przez pożar. Niektóre elementy wyposażenia ocalały i znajdują się w kościele św. Mikołaja. To m.in. chrzcielnica z piaskowca z XIII wieku, gotycka kamienna figura św. Krzysztofa i drewniana figurka Matki Bożej z XV wieku.
Ulubienica filmowców…
Nowa Ruda od wielu lat jest ulubienicą filmowców. W czasie mojej wizyty okolice rynku opanowała ekipa filmowa. Jeden z członków ekipy zapytał mnie, gdzie znajdzie zegarmistrza, bo popsuł się mu zegarek. Odpowiedziałam, że niestety nie pomogę, gdyż jestem turystką. Ale w czasie spacerowania trafiłam na zakład zegarmistrzowski tuż przy samym rynku, a że miasto jest niewielkie, bez trudu ponownie spotkałam filmowca w potrzebie. Podziękował mi za fatygę i przyznał, że już pomogli mu mieszkańcy. Był zachwycony ich spokojem i niespiesznym trybem życia.
Tłumaczył, że mimo niedogodności z powodu zamkniętych ulic lub konieczności poczekania przez dłuższą chwilę na zakończenie ujęcia, nikt z noworudzian się nie irytuje ani nikogo nie pogania. Wszyscy grzecznie czekają, dopytują, co to za film kręcą, cieszą się szczerze, że ich miasto jest takie popularne. Ja również w czasie spaceru zostałam zaczepiona przez mieszkańca, który doradzał mi, co jeszcze zobaczyć. Lubię takie małe miasteczka, gdyż nie ma w nich anonimowości i każdy może czuć się częścią większej społeczności. Podobne pozytywne wrażenia miałam w Kowarach.
…i niechlubna rekordzistka
Mimo wielu pozytywnych aspektów, Nowa Ruda – o ile pojawia się w mediach – to raczej w negatywnym aspekcie. A wszystkiemu winny jest smog. Miasto leży w górskiej kotlinie, więc w sezonie jesienno-zimowym jest znacznie bardziej narażone na brak cyrkulacji powietrza. To się z kolei odbija w pomiarach smogu – mieszkańcy Nowej Rudy duszą się przez trzy miesiące w roku. Stwierdzicie, że to żaden wyczyn – podobnie jest w Warszawie, Krakowie czy na Śląsku. Z tym że w Nowej Rudzie zanieczyszczenie jest największe w Polsce, co potwierdzają wyniki stacji pomiarowych.
Miasto ma najwięcej dni smogowych w roku, najwyższe roczne stężenie PM10 (chodzi o cząsteczki o średnicy nie większej niż 10 μm, które występują w wyniku procesaów spalania paliw stałych i ciekłych, głównie węgla) oraz najwyższe średnioroczne stężenie rakotwórczych benzopirenów. Biorąc pod uwagę ten ostatni wskaźnik, Nowa Ruda przekracza o 14 tysięcy procent [sic!] normę wskazywaną przez Światową Organizację Zdrowia. Przekładając to zanieczyszczenie na bardziej namacalną miarę, to tak, jakby każdy z 20 tys. mieszkańców palił codziennie najgorszy rodzaj papierosów. I to nie raz, ale nałogowo. Problem smogu w Nowej Rudzie porusza Marek Szymaniak w książce „Zapaść. Reportaże z mniejszych miast”.
Zanieczyszczenie powietrza nie jest jednak wyłącznie kwestią palenia byle czym i posiadania starych pieców. Swój ogromny wpływ ma także górnicze dziedzictwo. W Nowej Rudzie wciąż występują samozapłony węgla w pokopalnianych hałdach. Z tego powodu zamknięto szlak turystyczny biegnący z miasta w stronę dawnej kopalni. Wejście na płonącą hałdę jest śmiertelnie niebezpieczne. Mimo że z zewnątrz często nic nie widać, we wnętrzu ziemi temperatura może osiągnąć nawet 1200 st. C, topiąc okoliczne skały niczym w wulkanie. Przez szczeliny hałdy wydobywają się gorące gazy, w tym tlenek węgla, dwutlenek siarki, chlorowodór i amoniak – wszystkie śmiertelnie trujące. Ugaszenie pożaru jest nie lada wyzwaniem i może on trwać wiele lat.
Sierpień 2021 r.