Tych informacji raczej nie znajdziecie w przewodniku. Poniżej znajduje się lista subiektywnie wybranych miejsc, osobliwości i ciekawostek Neapolu, na które można natrafić, mając oczy szeroko otwarte i odrobinę zbaczając z turystycznego szlaku. Poznałam je w czasie rocznego pobytu w stolicy Kampanii. Odwiedźcie moim śladem Neapol poza szlakiem.
Piazza Bellini
Plac położony jest w sercu Centro Storico. O jego antycznych korzeniach przypominają odsłonięte fragmenty greckich zabudowań, które znajdują się w jego centralnej części. Jednak zamiast turystów spotkamy tu młodych ludzi, bowiem Bellini zalicza się do najpopularniejszych miejsc na studenckie spotkania. Tuż obok stoi potężny gmach Biblioteki Brau, a kilka kroków dalej znajduje się budynek Akademii Sztuk Pięknych. Wieczorami plac jest wypełniony po brzegi, czemu sprzyja dogodne ulokowanie wśród wielu tanich knajpek. Ale zgodnie z neapolitańską specyfiką, owe knajpki są tak małe, że nie dają rady pomieścić wszystkich gości.
Tłum wylewa się zatem na chodniki i ulicę, a ostatni nocni bywalcy opuszczają Piazza Bellini nad ranem. Tego typu placów i uliczek obleganych przez młodych Włochów jest w mieście pełno. Bellini wyróżnia fakt, że jest miejscem spotkań tutejszych gejów. Wybór tej, a nie innej lokalizacji został być może podyktowany bliskim położeniem Akademii Sztuk Pięknych. Zgodnie z opinią mojej współlokatorki – scenografki i kostiumolożki – większość jej studentów to geje. Dla niektórych może być zaskakujące, że Neapol to obok Mediolanu homoseksualne centrum Włoch.
Dwie Galerie
Na pierwszą z nich na pewno traficie, spacerując kupiecką aleją Via Toledo (zwaną w Neapolu Via Roma) w stronę Zatoki Neapolitańskiej. Galeria Umberto I nieopodal Piazza Plebiscito i słynnego Teatro San Carlo w zamierzeniu miała być centrum życia towarzyskiego neapolitańczyków, zapewniając to, co najważniejsze, w jednym miejscu: sklepy, kawiarnie, przestrzeń biurową i mieszkaniową. Jeśli ktoś był w Mediolanie, od razu przychodzi mu na myśl bliźniacza Galleria Vittorio Emanuele II, która powstała około 20 lat wcześniej. Mediolańska galeria świeci dziś pełnym blaskiem i pod jej dachem znajdują się najbardziej ekskluzywne butiki. Natomiast jej bliźniaczka z Południa utraciła swój dawny prestiż. Sklepów i kawiarni jest tu jak na lekarstwo. Przestrzenna pustka zostaje corocznie przełamana na święta Bożego Narodzenia. Wówczas pośrodku stawia się choinkę, na której mieszkańcy wieszają kartki z życzeniami.
Druga z galerii jest już zupełnie opustoszała, ale wciąż piękna dzięki niedawnemu odrestaurowaniu. Galleria Principe di Napoli posłużyła za plan filmowy “Utalentowanego pana Rippley”. Znajduje się naprzeciwko Muzeum Archeologicznego i niewielu przechodniów zwraca na nią uwagę. Czasami zdarza się, że jacyś chłopcy grają tu w piłkę, czego skutkiem są systematycznie wybijane witryny. Galeria pełni też funkcję noclegowni dla bezdomnych lub miejsca spotkań lub odpoczynku dla imigrantów. Aby ograniczyć liczbę niechcianych gości, którzy mogliby ją zdewastować, postanowiono zamykać galerię na noc. Za każdym razem, gdy ją odwiedzam, wyobrażam sobie, jak ta ogromna, wolna przestrzeń wyglądałaby zagospodarowana kawiarniami i artystycznymi pracowniami, wypełniona gośćmi i gwarami rozmów. Wielka szkoda, że tak wspaniały obiekt architektoniczny stoi zapomniany i zupełnie niewykorzystany.
500 kościołów
Więcej jest chyba tylko w Rzymie. Ale zwiedzanie tych neapolitańskich jest prawdziwą sztuką i wymaga pokładów cierpliwości. Niektóre z nich są zamknięte przez cały czas na cztery spusty. Inne otwierane tylko kilka razy w tygodniu o absolutnie nieregularnej porze. Moja rada – jeśli zobaczycie jakiś kościół otwarty, od razu do niego wchodźcie. Może to być pierwsza i jedyna okazja na jego obejrzenie. Nie przepadam za barokowymi, pełnymi przepychu budowlami, dlatego moimi ulubionymi świątyniami w Neapolu są kościoły Chiesa di San Gregorio Armeno, Basilica di San Paolo Maggiore i Basilica di Santa Chiara. Wszystkie położone w niedalekiej odległości od siebie, gotycko-romańskie, nie do końca odbudowane po zniszczeniach wojennych. W środku bardzo surowe, chłodne i bez zbędnych zdobień. Tak jak w innych włoskich miastach, kościoły są odwiedzane przede wszystkim przez turystów aniżeli przez tutejszych katolików. Tym bardziej, że w Neapolu króluje raczej inna religia…
Kapliczka Maradony
Kult Diego Maradony trwa w Neapolu od prawie 30 lat. Zaczęło się w 1984 roku, kiedy Argentyńczyk został sprowadzony do lokalnej drużyny „Azzurri” z Barcelony. Jak głosi plotka, w jego transferze brała też udział camorra, dorzucając się w późniejszym czasie do jego comiesięcznego honorarium. To dzięki Maradonie klub SSC Napoli zdobył dwukrotnie Mistrzostwo Włoch i triumfował w Pucharze UEFA. W kapliczce zawieszonej przy kawiarni na historycznym trakcie Spaccanapoli znajduje się zdjęcie Maradony, jego autograf i obrazki świętych.
Napis umieszczony pod nią w czterech wersjach językowych oznajmia, iż każda osoba fotografująca kapliczkę jest zobowiązana do zamówienia kawy w pobliskiej kawiarni, do której kapliczka należy. Ma to być zapłata za zrobienie pamiątkowego zdjęcia. Ale jeśli jesteśmy odpowiednio dyskretni i szybcy z robieniem zdjęcia, może obyć się bez tego specyficznego haraczu. Nie widziałam też, aby ktoś ganiał jakiegoś turystę lub zwracał mu uwagę za niewywiązanie się z umowy. Kapliczka jest chowana na noc, aby żaden chuligan lub zaciekły kibic jej sobie nie przywłaszczył.
Dawid w Akademii
Ale nie w tej floreneckiej i okupowanej przez turystów od rana do wieczora, a w Accademia dei Belli Arti w Neapolu. Próbowałam dociec, kto wykonał kopię tego słynnego posągu i od jak dawna tu stoi. Niestety moje śledztwo zakończyło się niepowodzeniem. Akurat to jest mało ważne. Sprawą najistotniejszą jest fakt, że Dawida neapolitańskiego każdy może sobie obejrzeć za darmo bez florenckich tłumów. Podwoje Akademii są otwarte dla każdego, kto tylko zna adres i będzie chętny go odwiedzić. A warto tam przyjść także po to, aby zobaczyć sam kampus, stanowiący urokliwą oazę zieleni i spokoju. W sam raz dla artystycznych dusz.
Polskie akcenty
Neapol, choć mający opinię miasta trudnego i męczącego, zdobył serca dwóch polskich artystów, którzy się tu osiedlili. W domu przy Villa Ruffo przez 45 lat mieszkał i pracował pisarz Gustaw Herling-Grudziński. W listopadzie 2012 roku prezydent Bronisław Komorowski wraz z prezydentami Włoch i Niemiec odsłonili w tym miejscu pamiątkową tablicę. Grudziński ożenił się z córką Benedetto Croce – wybitnego włoskiego myśliciela i przedstawiciela idealizmu. Rezydencja, w której mieszkał wraz z żoną, wcześniej należała do jego teścia. Pod Neapolem żył również muzyk i kompozytor Marek Jackowski.
Natomiast spacerując po nadmorskiej promenadzie – Via Partenope, warto zatrzymać się przy hotelu Royal Continental. Na jego fasadzie, po lewej stronie, znajdują się dwie tablice. Jedna z nich jest poświęcona Henrykowi Sienkiewiczowi, wówczas jeszcze nie Nobliście, który w 1894 r. był jednym z gości hotelowych. Pracował tu nad powieścią Quo vadis, która właśnie w Neapolu została po raz pierwszy wydana w języku włoskim. Tablicę pamiątkową wspólnie ufundowała społeczność polska i włoska w pięćdziesiątą rocznicę śmierci pisarza.
Sprzedaż uliczna
Chyba nic tak nie rzuca się w oczy podczas pierwszej wizyty w Neapolu, jak wszechobecne sklepiki i uliczni sprzedawcy zwani ambulanti. Ten kupiecki fenomen występuje z podobnym natężeniem jedynie w Marsylii, Istambule i Marrakeszu. Najczęściej sprzedawanymi na ulicy towarami są obudowy do telefonów oraz podrabiane torebki. Oba produkty oferują wyłącznie imigranci.
Proceder ten jest nielegalny, a gwardia finansowa i policja miejska regularnie patrolują ulice. Ale sprzedawcy mają swoje sprawdzone sposoby, aby szybko zwinąć interes i uciec do najbliższej bocznej uliczki. Obudowy do telefonów są misternie przytwierdzone gumkami do stolika, wykonanego z dwóch spłaszczonych kartonowych pudeł. W razie zagrożenia taki stolik składa się w sekundę i łatwo się z nim poruszać.
Z kolei imigranci sprzedający torebki rozkładają je na białych prześcieradłach, które pełnią też funkcję specyficznego worka do ich przenoszenia. Innym ciekawym elementem kupieckiego krajobrazu Neapolu są rozbrzmiewające przez megafon nawoływania sprzedawców warzyw i owoców. Krążą oni po mieście swoimi zdezelowanymi samochodzikami i wykrzykują promocyjne ceny produktów. Następnie stają w jakimś strategicznym miejscu w samym centrum miasta i rozpoczynają sprzedaż. Zakupy w takim mobilnym warzywniaku są przynajmniej o połowę tańsze niż w tradycyjnym sklepie.
Pomnik Pulcinelli
Warszawa ma Syrenkę, Piza – Krzywą Wieżę, a Neapol tę śmieszną postać z commedia dell’arte jako swój charakterystyczny symbol. Kilka lat temu postawiono jej pomnik, który dość łatwo przeoczyć, spacerując po Centro Storico. Znajduje się na Vicolo D’Arte – na początku bocznej uliczki odchodzącej od Via dei Tribunali, tuż obok słynnej Pizzerii di Sorbilo.
Prócz pomnika i małych figurek do kupienia w formie pamiątki, Pulcinellę można niekiedy spotkać w żywej postaci. Na nadmorskim deptaku przesiaduje aktor przebrany za Pulcinellę, z którym można zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie (oczywiście za symboliczną opłatą). Mogę zaręczyć, że żaden Włoch, a tym bardziej neapolitańczyk, nie przejdzie koło tej postaci obojętnie, bo jest legendarna. Na tyle legendarna, że powstał o niej krótkometrażowy film w reżyserii Terry’ego Gilliamsa. “The Wholly Family” jest dostępne na YouTube – obejrzyjcie koniecznie!
Piłkarskie place i ulice
Chyba nie ma dnia, by w Neapolu piłka nie przeleciała nam między nogami lub byśmy nie zobaczyli dzieci kopiących ją na świeżym powietrzu. Tu czas się zatrzymał i rodzice w dalszym ciągu muszą wołać dzieci do domu, zamiast odciągać je od komputera i zachęcać do zabawy na świeżym powietrzu, jak ma to miejsce w Polsce. W Neapolu nie zobaczymy tabliczek z napisem „Zakaz gry w piłkę”. Nikt też nie krzyczy, gdy przypadkiem piłka z wielkim impetem walnie kogoś w głowę. A o to nietrudno, bo każdy plac i placyk, wąska uliczka lub szeroka asfaltowa jezdnia są wykorzystywane do grania w piłkę.
Dziewczynki i chłopcy w różnym wieku, czasem też z obojgiem rodziców (bo we Włoszech calcio jest sportem bez ograniczeń płciowych i wiekowych) kopią piłkę wszędzie, gdzie się tylko da. Krzyczą przy tym niemiłosiernie i równie głośno cieszą się ze zdobytych goli. Nikt nie kpi z kolegi, jeśli jest za gruby i nie biega zbyt szybko (a na nadwagę cierpi wiele neapolitańskich dzieci). Zazdrość kolegów zawsze wzbudza pełny piłkarski strój, obowiązkowo w barwach lokalnej drużyny SSC Napoli, na który nie każdy może sobie pozwolić.
A poza tym nie można pominąć spaceru po ulicy rzemieślników z szopkami neapolitańskimi, degustacji lokalnych słodkości oraz kulinarnej wizyty w jednej ze słynnych pizzerii.
Na spacer głównymi szlakami Neapolu zapraszam tu.