W przeszłości przez tę dawną stolicę Maroka masowo sunęły karawany z ładunkiem soli, złota i niewolnikami. Mimo że latem temperatura potrafi osiągnąć tu 40 stopni w cieniu, miasto na obrzeżach tonie w zieleni i jest otoczone palmowym gajem. Podobno powstał on z tysięcy pestek z daktyli, które były wyrzucane przez berberyjskich wojowników. To właśnie Berberowie są rdzennym ludem tych ziem i choć najczęściej można ich spotkać w wioskach i miastach na wschodzie kraju, Marrakesz jest jedyną dużą marokańską metropolią, w której osiedlili się tak licznie.
To był mój drugi przystanek w podróży po Maroku, zaraz po Fezie. Trudno mi uciec od zestawiania obu miast, w przeszłości ostro ze sobą rywalizujących, dlatego poniższy opis będzie oparty na ich porównywaniu. Jednak bez wyrokowania, które bardziej polecam. Ostrzegano mnie, że Marrakesz jest dużo bardziej turystyczny i droższy. Podczas gdy autobus na feskie lotnisko kosztuje 4 Dh, to w stolicy południowego Maroka trzeba zapłacić 30 Dh w jedną lub 50 Dh w dwie strony. Taksówki też są dwa razy droższe w porównaniu z Fezem. Ale poza tym ceny na bazarach są podobne, a gdy posiłki zjada się w punktach gastronomicznych na Placu Jemma el-Fna, jest nawet taniej.
Jeśli chodzi o liczbę turystów, to faktycznie jest ich więcej niż w Fezie. W oczy szczególnie rzucają się młodzi Anglicy, zawsze w grupie, którzy dla draki kupują tradycyjne dżelaby w kolorze brązowym i chodzą w nich po mieście. Marrakesz to też główna baza turystyczna dla tych, którzy szukają zorganizowanych wycieczek na pustynię oraz do doliny Draa.
Specyfika Marrakeszu
W feskiej medynie, choć jest ciaśniejsza, bardzo zbita i łatwo się w niej zgubić, można znaleźć tabliczki wskazujące główne kierunki, dzięki czemu prędzej czy później gdzieś się trafi. Natomiast medyna w Marrakeszu, choć niby bardziej przyjazna do spacerowania, to jednak znalezienie w niej odpowiedniej lokalizacji nie jest rzeczą łatwą. Uliczki są bardzo chaotycznie rozlokowane, a jedna bez uprzedzenia przechodzi w drugą. Bezskutecznie próbowałam trafić na placyk Crié Barbère, na którym jeszcze w 1915 roku sprzedawano niewolników. Dopytywanie miejscowych na nic się zdało, bowiem z reguły nie są zbyt skorzy do pomocy i często mówią wyłącznie po arabsku lub berberyjsku. Potrafią też na ślepo wskazać jakiś kierunek, byle tylko turyści dali im spokój.
Podczas gdy pojazdem feskiej medyny jest koń lub osioł, bo uliczki są na tyle wąskie, że nic większego nie można przez nie przecisnąć, to w Marrakeszu jeździ się malutkimi samochodzikami, skuterami i rowerami. Te ostatnie są w Maroku towarem deficytowym i obiektem pożądania. Nie produkuje się ich w kraju, tylko sprowadza z Europy, więc są bardzo drogie. Najczęściej nie są też nowe, tylko używane. Mało kogo na nie stać, a najbardziej przydałyby się dzieciom. Większość z nich musi pokonywać na piechotę drogę z domu do szkoły, która nierzadko liczy kilka kilometrów.
Najbardziej zauważalną różnicę pomiędzy Fezem i Marrakeszem stanowiła dla mnie organizacja przestrzeni. Nowe Miasto w Fezie znajduje się daleko od średniowiecznej medyny. Właściwie można powiedzieć, że to dwa oddzielne organizmy miejskie. Natomiast w Marrakeszu te dwa światy – tradycji i nowoczesności – wzajemnie się przenikają. Po wyjściu z medyny po chwili trafiamy na główną arterię – aleję Mohammeda V, przy której znajduje się wiele drogich i ekskluzywnych sklepów, hoteli i restauracji. Właściwie można poczuć się jak w europejskiej metropolii. Z jednym zastrzeżeniem.
Hałas i korki
Marrakesz jest niesamowicie hałaśliwy, przede wszystkim za sprawą kierowców nie przejmujących się żadnymi zasadami organizacji ruchu. Dźwięki Marrakeszu to nie śpiew muezzina (jak w Fezie), a gwar klaksonów i policyjnego gwizdka. Bycie policjantem kierującym ruchem to chyba najbardziej stresująca praca w Maroku. Samochody i tak jeżdżą, jak chcą, a dodatkowo można być co chwila obtrąbionym, bo tamuje się ruch. Piesi też nie mają łatwo. Nawet jeśli przechodzi się przez ulicę na pewniaka (typowa strategia w krajach, gdzie to kierowcy czują się wyłącznymi panami jezdni), to samochody i tak się nie zatrzymują.
Pokłady cierpliwości można sprawdzać, czekając na miejski autobus. Lokalna komunikacja jest pozbawiona jakiejkolwiek organizacji. Próżno szukać rozkładów jazdy, ale można przyjąć, że autobusy kursują co pół godziny. Dodatkowo mało które przystanki są oznakowane, więc trzeba wypatrywać mniejszych lub większych skupisk oczekujących, aby na nie trafić. Remedium na słabą komunikację i korki są skutery, które można wypożyczać na ulicach, oraz wszechobecne taksówki. Ja jednak mimo wszystko zachęcam do przejazdów autobusami, bo to jedna z niewielu możliwości, by uciec od innych turystów i przebywać wyłącznie w towarzystwie miejscowych.
1. Meczet Koutoubia z XII wieku – najsłynniejszy punkt orientacyjny w topografii Marrakeszu i jednocześnie jeden z jego najważniejszych zabytków. Jego nazwa wzięła się od arabskiego słowa „bibliotekarz”, co stanowiło nawiązanie do sprzedawców, którzy niegdyś rozstawiali przy nim swoje stragany z książkami.
2. Medresa Alego Ben Youssefa to kolejny godny uwagi zabytek. Została wzniesiona w XVI wieku w stylu arabsko-andaluzyjskim. Jest to szkoła teologiczna, typowa dla świata islamu, gdzie religia od zawsze jest związana z edukacją. Młodzi chłopcy tu spali, żyli i mieli zajęcia. Na medresę składa się kompleks zabudowań skupionych wokół wewnętrznego dziedzińca, wśród których znajdują się sale wykładowe, biblioteka oraz pokoje dla uczniów i nauczycieli. Medresa w Marrakeszu jest największą w kraju. Sułtan almorawidzki, na rozkaz którego ją wzniesiono, chciał, aby za jej sprawą miasto przyćmiło intelektualną i religijną pozycję Fezu. Na ścianie przy wejściu znajdują się zdjęcia wizytujących ją w przeszłości koronowanych głów – królowej Zofii z Hiszpanii i holenderskiego króla Wilhelma Aleksandra z żoną Maximą.
3. Fez ze względu na kolor zabudowań jest nazywany białym miastem, z kolei w Marrakeszu przeważa rdzawo-różowy kolor, tak jakby budynki były zrobione z gliny.
4. Marrakesz jest miastem ogromnych kontrastów społecznych. Zbytek sąsiaduje tu z porażającą biedą. Obok bardzo wielkomiejskich dzielnic i gwarnego, bogatego centrum bez trudu można znaleźć zapuszczone tereny.
5. Nasze boćki zimują między innymi w Maroku. I tu też darzą je dużą sympatią. Za dowód niech posłuży poniższe graffiti, na które natknęłam się w Marrakeszu.
Grudzień 2014 r.