Mahé – wyspa codzienności. Seszele stołeczne

wyspa mahé

Nie jest to opowieść o najbardziej rajskiej wyspie, gdzie jedynym dźwiękiem jest szum morskich fal. Mahé jest inne od pozostałych seszelskich wysp. Bywa tłoczne, ale też kolorowe, żywe i autentyczne. Tu serce archipelagu bije w kreolskim rytmie, a turyści są niemal niewidoczni na tle lokalnych mieszkańców. Warto spędzić tu kilka dni nie po to, by odpocząć, ale by doświadczyć. Wyspiarskiego, nieśpiesznego życia, różnorodnej natury i chyba najpiękniejszych widoków Seszeli rozpościerających się z tutejszych szczytów.


 
Mahé jest pierwszym zetknięciem się turysty z tym rajskim archipelagiem. Samolot osiada na pasie międzynarodowego lotniska zbudowanego w miejscu, gdzie niegdyś rosła dżungla. Po opuszczeniu maszyny wysoka wilgotność natychmiast uderza w twarz z siłą pięści. To uczucie raczej odległe od sterylnej wizji roztaczanej w folderach turystycznych. Dlatego część podróżnych nawet nie opuszcza lotniska, tylko od razu czeka na lot na kolejną wyspę – Praslin. Tam i na sąsiedniej La Digue czas zatrzymał się w objęciach błogiego lenistwa. Mahé jest zupełnie inne. Stołeczną wyspę zostawiłam sobie na deser, czyli na ostatnie dni pobytu na Seszelach. Gdy już będę nasycona najpiękniejszymi plażami świata, za to zabraknie mi podglądania mieszkańców i obserwacji miejskiego życia.

Mahé zwiedzanie

 

Wyspiarskie życie na Mahé

Mahé nie jest miejscem, w którym życie toczy się wokół bajecznych plaż. Tu ludzie budzą się wcześnie, bo z samego rana trzeba zdążyć na targ, zanim rozgrzane słońce zacznie roztapiać myśli. Na Sir Selwyn Clarke Market rybacy sprzedają gigantyczne tuńczyki, a kobiety zachwalają egzotyczne owoce. Są ubrane nowocześnie i po europejsku. Seszele to nie jest stereotypowa Afryka z kobietami w kolorowych strojach, noszącymi imponującą, ręcznie robioną biżuterią. Tutejsze panie chodzą z podróbkami torebek Chanel i mają złote błyskotki. Chcą być europejskie, a nie lokalne, w czym być może pobrzmiewają dawne kolonialne kompleksy.

Na wyspie mieszka większość (ponad 75%) z niemal stu tysięcy Seszelczyków. Jeśli ktoś ma w sobie żyłkę antropologa, koniecznie musi zatrzymać się tu na kilka dni, aby poznać prawdziwe seszelskie życie. Nie przypomina ono bajki z turystycznych katalogów, za to ma w sobie dużo zwyczajności, jak choćby długie czekanie na spóźniający się autobus, który w końcu przyjeżdża niemiłosiernie zatłoczony. Mimo to Seszelczycy emanują spokojem, harmonią i pogodą ducha. Wiedzą, że życie na wyspie rządzi się swoimi prawami, więc trzeba je przyjmować takim, jakim jest.

 

Victoria – stolica w wersji slow

Mahé nie jest dla tych, którzy szukają samotności. To tu znajduje się stolica kraju – Victoria nazwana na cześć wielkiej brytyjskiej królowej. Żyje w niej 28 tysięcy mieszkańców, co na standardy europejskie odpowiada prowincjonalnej mieścinie. Zaledwie 15 państw na świecie może pochwalić się mniej ludnymi stolicami. Ale w warunkach seszelskich ta liczba oznacza prawdziwy tłum.

Victoria jest wciśnięta między brzeg oceanu a strome zbocza wysokiego na 914 metrów pasa gór. Część zabudowy, w tym lepsze dzielnice z wieloma pensjonatami i hotelikami, wspina się na wzgórza, co trzeba mieć na uwadze przy rezerwacji noclegu. Może się okazać, że nasz hotel będzie na mapie blisko centrum miasta, ale dotarcie do niego pochłonie wiele sił, litry potu lub sporo gotówki (przy zamówieniu taksówki).

Centrum Victorii wyznacza małe rondo, na środku którego stoi najbardziej znany zabytek kraju – zegar Victoria Clock Tower (po kreolsku Lorloz). Znajduje się w tym miejscu od 1903 roku i jest oczywiście miniaturą Big Bena oraz kopią swojego londyńskiego odpowiednika – Little Bena. Zamówił go gubernator Ernest Sweet-Escott dla uczczenia zmarłej w 1901 roku królowej Wiktorii. Uruchomienie zegara zbiegło się z ważną datą dla historii Seszeli – archipelag uzyskał wówczas odrębność od Mauritiusu i otrzymał własnego gubernatora.

Mahé clock tower

 

Poznaj historię Seszeli

Tuż koło zegara, w dawnej willi gubernatora, urządzono Narodowe Muzeum Historii Seszeli. To miejsce, które trzeba odwiedzić – bilet wstępu kosztuje 150 SCR (50 zł). Na parterze zorganizowano nowocześnie urządzoną wystawę pokazującą wczesne lata archipelagu, w tym niechlubne czasy, gdy do zakładanych plantacji sprowadzano z Afryki niewolników. Można zobaczyć oryginalne kajdany, a nawet stalowe konstrukcje, które zakładano niewolnikom za karę, gdy złapano ich po ucieczce.

 
Ciekawostką jest też kamień, który ustawili założyciele pierwszego osiedla. Była nimi grupa piętnastu białych francuskich osadników, którzy przybyli na wyspę 27 sierpnia 1770 roku na statku Télémaque. Nastąpiło to czternaście lat po tym, jak kapitan Nicholas Morphey oficjalnie objął wyspy w posiadanie w imieniu króla Francji, Ludwika XV.


 

Skąd wzięła się nazwa Seszele? Otóż wyspy nazwano na cześć francuskiego ministra finansów, Jean Moreau de Sechelles, bez którego nie byłoby dalekich wypraw. Podróżnicy wiedzieli, jak się wkupić w łaski osoby zarządzającej skarbcem. Natomiast główna wyspa archipelagu została nazwana Mahé na cześć dawnego gubernatora Mauritiusu – Mahé de Labourdonnais.

Na piętrze muzeum możemy obejrzeć m.in. prezenty, które otrzymywał prezydent Seszeli od wizytujących go głów obcych państw. Nie dzieje się to zbyt często, więc każda oficjalna wizyta staje się wydarzeniem rangi historycznej. Polskim akcentem jest upamiętnienie przyjazdu Jana Pawła II w 1986 roku. Papież spotkał się z wiernymi i odprawił w tutejszej katedrze mszę świętą. Dla Seszelczyków było to jedno z najważniejszych wydarzeń w historii ich maleńkiego kraju.

 

Przed Muzeum warto zwrócić uwagę na niewielki pomnik z 1900 roku zwany fontanną Diamentowego Jubileuszu Królowej Wiktorii. Podobno znajduje się na nim najmniejszy na świecie wizerunek tej brytyjskiej królowej.

 

Zwiedzanie Victorii

Wszystko, co najważniejsze lub najciekawsze w mieście, znajduje się w promieniu 10-minutowego spaceru od Victoria Clock Tower. Możemy stąd dojść w pobliże pałacu prezydenckiego, którego niestety nie ujrzymy – obszar jest zamknięty i chroniony murem. Na pewno nie da się ominąć zabytkowej hali targowej Sir Selwyn-Clarke Market, w której codziennie można kupić świeże owoce, warzywa i ryby. W jej pobliżu stoi świątynia hinduistyczna (Arul Mihu Navasakthi Vinayagar Temple) z 1992 roku. Jej niepowtarzalna, kolorowa architektura sprawia, że jest jednym z najbardziej charakterystycznych budynków w mieście.


 

W katedrze Matki Bożej Niepokalanego Poczęcia, wyświęconej w 1859 roku, mszę odprawił Jan Paweł II. Katedra z jednej strony sąsiaduje z głównym dworcem autobusowym (który na pewno odwiedzimy, chcąc tanio zwiedzić resztę wyspy), a z drugiej – z imponującym domem kapucynów zwanym Domusem. Został on wzniesiony w 1934 roku przez mnichów ze Szwajcarii dla seminarzystów, którzy zamierzali się uczyć posługi kapłańskiej. Dziś mieszka w nim zaledwie 3 księży.

 

Victoria to chyba najlepsze miejsce – oprócz La Digue – do kupienia pamiątek z Seszeli. W kioskach z produktami rzemieślniczymi kupimy piękne, różnorodne pamiątki.

 

Ogród Botaniczny w Victorii

Czy warto na Seszelach, gdzie na każdym kroku napotykamy egzotyczna faunę i florę, zwiedzić ogród botaniczny, płacąc do tego srogo za bilet (250 SCR – tylko kartą)? Zdecydowanie tak! Park założono w 1901 roku, więc jest jednym z najstarszych zabytków miasta. Na powierzchni 6 hektarów mieści się duża kolekcja starych, egzotycznych i endemicznych roślin, które są uprawiane w pięknie zaprojektowanym ogrodzie tropikalnym. Chwilę po przekroczeniu bramy dopada nas oszałamiający zapach wszędobylskich kwiatów i woń roślin przyprawowych.

Mahé ogród botaniczny


 

Spacer wąskimi i mało uczęszczanymi alejkami wśród ogromnych palm, w tym słynnych Coco de Mer, obficie owocujących drzew mango i roślin, których wcześniej nie widziałam, wyzwala wrażenia wizyty w raju. Stan ogarniającego szczęścia zakłócają tylko wściekle kąsające komary i inne owady lubujące się w krwi biednego turysty, stąd koniecznie trzeba wysmarować się repelentem.

Wisienką na torcie jest znajdująca się w ogrodzie zagroda żółwi olbrzymich z Aldabry, które można karmić przyszykowanymi przez strażników gałązkami i głaskać po długich szyjach. Same tego się domagają, chodząc za człowiekiem niczym domowe koty. To moim zdaniem najlepsze miejsce na całych Seszelach do obcowania z nimi. Obok jest nawet kranik, aby obmyć ręce po głaskaniu tych lubujących leżenie w błocie wielkich gadów.

 

Potęga i piękno natury

Mahé to nie tylko gwar i miejskie życie. To również góry i liczne szlaki piesze, na które trzeba być przygotowanym. Japonki czy sandały absolutnie nie wystarczą. W Parku Narodowym Morne Seychellois, obejmującym górskie lasy równikowe i zajmującym blisko 20% powierzchni wyspy, zaczyna się inny świat. Wąskie, błotniste ścieżki wiodą przez lasy mgliste, gdzie drzewa obrośnięte są korzeniami powietrznymi, a ptaki śpiewają pieśni nieznane europejskim uszom. Wspinaczka na Morne Seychellois (905 m n.p.m.), najwyższy szczyt wyspy, wymaga determinacji, ale nagroda jest nieziemska. Widok na całą Mahé, gdzie cywilizacja ustępuje dżungli i lazurowi oceanu.

Mahé szlaki
 

Wyspa to oczywiście też plaże, ale te są bardziej dzikie niż w innych miejscach archipelagu. Niekiedy trzeba się do nich przedzierać przez gęstwinę tropikalnej roślinności. Anse Major jest ukryta między klifami, gdzie fale rozbijają się o skały z wielką siłą, przypominając, że ocean nie jest tylko lazurowym tłem, ale żywiołem, którego nie można lekceważyć. Rozciągająca się na 3 km Beau Vallon to z kolei najbardziej turystyczna plaża otoczona wieloma hotelami. Nawet się na nią nie zapuściłam, wybierając dużo przyjemniejszą Anse Royale. To długa, spokojna plaża na wschodzie wyspy, otoczona palmami dającymi upragniony cień.

Mahé plaże

 

Wspinaczka na Morne Blanc

W Parku Narodowym Morne Seychellois wytyczono 12 różnych szlaków turystycznych o zróżnicowanej trudności. Polecić mogę zwłaszcza wędrówkę na szczyt Morne Blanc (675 m n.p.m.). Do początku szlaku można dojechać autobusem nr 14 ruszającym z dworca w Victorii. Nie jest długi, ale czeka nas podejście 235 metrów w górę, co przy temperaturach i wilgotności rodem z sauny z każdego wyleje dużo potu. Idziemy po błotnistym podłożu i śliskich skałach, więc warto zabrać odpowiednie obuwie.


 

Na wysokości około 600 metrów wchodzimy w strefę ekstremalnie wilgotnego lasu mgielnego. Z drzew i krzewów zwieszają się gęste pajęczyny epifitów: porostów, mchów i paproci. Szlak kończy się platformą widokową zbudowaną na szczycie Morne Blanc, na skraju kilkusetmetrowego urwiska. Jeśli mamy szczęście i nie będzie chmur, to roztacza się z niej oszałamiający widok na zachodnią część wyspy.


 

Do przystanku autobusowego wracamy tą samą drogą. W pobliżu warto zajrzeć do Fabryki Herbaty (SeyTé Tea Factory) założonej w 1962 roku. To jedyna plantacja herbaty na Seszelach. Można zobaczyć proces produkcji lokalnej herbaty (np. cytrusowej czy waniliowej), spacerować wśród krzewów z widokiem na ocean i spróbować świeżo parzonego naparu w małej herbaciarni. To spokojne miejsce z nutą historii kolonialnej oraz ciekawymi widokami na południe wyspy.

 

Liście seszelskiej herbaty

 

Wodospad Sauzier

Wycieczkę na Morne Blanc warto połączyć z odwiedzeniem wodospadu Sauzier w miejscowości Port Glaud na zachodnim wybrzeżu. Z Fabryki Herbaty można tam dojechać tym samym autobusem, ale kursuje on co półtorej godziny. Dlatego zdecydowałam się ruszyć na piechotę, aby nie tracić czasu i przy okazji napawać się egzotycznymi widokami. Droga biegnie stale w dół, więc spacer nie jest uciążliwy nawet w seszelskim upale.

 
W Port Glaud znajdują się dwie urocze plaże, ale jego główną atrakcją jest niewątpliwie wodospad. Wstęp jest płatny (50 SCR), ponieważ przejście prowadzi przez teren prywatny. Bilet sprzedała mi mieszkająca nieopodal bramy starsza pani, bardzo pomocna i sympatyczna (jak zresztą wszyscy mieszkańcy tego kraju). Pokazała drogę i zarekomendowała kąpiel. Chłodna woda wodospadu jest przyjemną odmianą od seszelskich upałów, stąd zawsze znajdą się chętni do orzeźwiającej kąpieli. Aby dojść do wodospadu, trzeba przedrzeć się przez dżunglę, ale szlak jest dobrze wydeptany.

 

Nieopodal wodospadu znajduje się też las namorzynowy.

 

Pozostałe atrakcje Mahé

Tych miejsc nie widziałam, ale sprawdzałam opinie i mogę je polecić.

Domaine de Val des Près (Craft Village)

Kompleks kulturalny w Anse aux Pins, który pozwala poznać kreolskie tradycje. Obejmuje repliki chat, warsztaty rzemiosła (tkanie, biżuteria) i kolonialną plantację – wgląd w historię i codzienne życie mieszkańców.
 

Jardin du Roi Spice Garden

Ogród przypraw w Anse Royale pełen egzotycznych roślin – cynamonu, wanilii, gałki muszkatołowej. Spacer wśród aromatów uzupełniają widoki na ocean i możliwość spróbowania lokalnej kuchni w restauracji na miejscu.
 

Takamaka Rum Distillery

Znajduje się w Au Cap na wschodzie wyspy, w historycznej posiadłości La Plaine St André. To najsłynniejsza destylarnia rumu na Seszelach produkująca lokalny rum Takamaka od 2002 roku. Podczas zwiedzania można zobaczyć proces destylacji – od fermentacji trzciny cukrowej po leżakowanie w beczkach. Oferują degustacje różnych odmian (np. biały rum, spiced czy ciemny St André), a w klimatycznej restauracji na terenie posiadłości serwują kreolskie dania

Marzec 2023 r.

Czy wpis się spodobał?

Naciśnij liczbę gwiazdek, by go ocenić.

Średnia ocen: 5 / 5. Liczba głosów: 8

Nikt jeszcze nie ocenił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.