Lozanna jest odrobinę głośniejsza i chyba bardziej wielkomiejska niż Genewa. Moim zdaniem również brzydsza, ze zwyczajną, blokową architekturą, ale swój niewątpliwy urok posiada. Położenie na stoku opadającym ku Jezioru Lemańskiemu zapewnia piękną panoramę, choć wspinanie się pod górę nie dla wszystkich będzie przyjemnością. To bardzo zielone i szczodre w parki miasto, w których można odpocząć, poczytać książkę lub zjeść lunch, jako że restauracji jest raczej mało, a ceny zachęcają do żywienia się na własną rękę.
To czwarte co do wielkości szwajcarskie miasto powinno być bliskie polskiemu sercu. W okresie I wojny światowej stanowiło jeden z ośrodków, wokół których grupowała się polska emigracja polityczna. W 1917 roku z inicjatywy Romana Dmowskiego powstał tu Komitet Narodowy Polski. Również inni wielcy tego świata upodobali sobie Lozannę jako miejsce stałego lub okazjonalnego pobytu. Mieszkał w niej m.in. Ingvar Kamprad, założyciel IKEI i do niedawna najbogatszy człowiek świata. Bywała tu Coco Chanel, Peter Carl Fabergé (ten Fabergé od jajecznych jubilerskich precjozów), twórca kryminałów Georges Simeonon, Auguste Piccard – szwajcarski psychiatra, wynalazca i eksplorer, a kompozytor Karol Szymanowski zakończył w mieście swój żywot. Ponadto Adam Mickiewicz znalazł tu inspirację do napisania Liryk lozańskich, podobnie jak T.S. Eliot, który w Lozannie stworzył Ziemię jałową.
Lozanna – stolica sportu
Jak widać, w przeszłości była to wybitnie intelektualno-artystyczna destynacja, natomiast dziś jest to jedno z najważniejszych miast związanych ze sportem. Znajduje się tu siedziba MKOLu wraz z chętnie odwiedzanym Muzeum Olimpijskim. W jego zbiorach można podziwiać takie rarytasy jak chociażby oryginał pierwszej flagi olimpijskiej. 20 min drogi pociągiem od Lozanny leży Nyon, w którym mieści się centrala UEFA. W Lozannie odbywają się również mityngi Diamentowej Ligii. Z planów odwiedzenia Muzeum Olimpijskiego nic nie wyszło, bo do jesieni 2013 r. było zamknięte z powodu remontu. Nie wiem, czy zakończył się o czasie, bowiem gdy odwiedzałam Lozannę w sierpniu 2013 r. nie wyglądało to tak, jakby kończyli pracę i przygotowywali się do jego otwarcia.
Nie przejmując się zbytnio tym faktem, przespacerowałam się po muzealnym parku, dość rozległym i urokliwym, z gdzieniegdzie porozrzucanymi rzeźbami prezentującymi wybrane dyscypliny sportowe. W ramach rekompensaty można było także zobaczyć darmową wystawę znajdującą się na statku na jeziorze naprzeciwko muzeum. Przy promenadzie Quai d’Ouchy postawiono prowizoryczny sklepik olimpijski z równie olimpijskimi (czyli nieziemskimi) cenami. Mimo wszystko warto było go odwiedzić, by obejrzeć breloczki lub magnesy z olimpijskimi maskotkami lub logami z ostatnich 30 lat. To ciekawa podróż w przeszłość i spojrzenie na zmieniającą się modę designerską. Zakupy – jak wspomniałam – tylko dla tych, którzy cierpią na nadmiar gotówki. Choć z drugiej strony warto mieć jakąś pamiątkę z centrum olimpijskiego, ale prawdę mówiąc, wybór był naprawdę mizerny.
Piesze zwiedzanie
Pomimo zamkniętego muzeum piesza przeprawa na niemal drugi koniec miasta nie była czasem straconym. Mogłam zboczyć z utartych turystycznych szlaków i przyjrzeć się opustoszałej Lozannie. Droga z centrum historycznego do muzeum nad brzegiem Jeziora Lemańskiego biegnie w dół, więc jest mało uciążliwa i całkiem ciekawa pod względem wizualnym. Miałam okazję poznać niezwykle ciche, czyste i poukładane oblicze Lozanny i przekonać się, że mimo zaledwie 130 tys. mieszkańców, nie jest to wcale takie małe miasto. Zwłaszcza jeśli ze względu na oszczędności budżetowe przemierza się je na piechotę. Jedną z moich błyskotliwych idei było przejście dystansu od Muzeum Olimpijskiego do dwóch stadionów lekkoatletycznych: Stadionu Pierre-de-Coubertin i Stadionu Juan-Antonio Samaranch.
Nie narzekałabym na ten marsz gdyby nie fakt, że wbrew zapewnieniom mapy i drogowskazów na żadne stadiony nie trafiłam. Ta bezowocna wycieczka zajęła mi ponad godzinę. Gdy pomyślałam, że teraz czeka mnie podróż powrotna i to jeszcze pod górę, byłam odrobinę wściekła. Ale nie dałam się złamać i tylko raz przeszło mi przez myśl, aby wziąć jednak autobus. Mimo wszystko zapłacenie za bilet jednorazowy 15 zł czy nawet więcej jest lekką niedorzecznością, przynajmniej dla mnie. Do tej pory nie wiem, czy te stadiony wyburzyli albo może kryły się w krzakach po innej stronie, ale słowo daję – dobrze szukałam i nic nie znalazłam. A z tego, co się orientuję, mityng w Lozannie odbywa się co prawda nie na nich, ale na Stade Olympique de la Pontais, którego nawet na mapie nie byłam w stanie namierzyć.
Turystyczne hity i kity
Stare Miasto, czyli Vieille Ville, podobnie jak to genewskie, nie rzuca na kolana. Można się nim przespacerować, szczególnie zwracając uwagę na drewniane schody prowadzące od Katedry do historycznego centrum. I właśnie Katedra jest dla mnie największym hitem Lozanny. Również zdaniem Szwajcarów to najpiękniejszy obiekt sakralny w kraju. Co prawda znacznie ustępuje mojej ulubionej gotyckiej katedrze w Mediolanie, ale mimo wszystko robi wrażenie. Każdego dnia o godzinie 12 odbywa się darmowe oprowadzanie w języku francuskim i angielskim. Zaczęto ją budować w 1150 roku i ukończono około roku 1275, czyli jak na gotyckie standardy dość szybko. Warto również zobaczyć Kościół św. Franciszka, zbudowany około 1270 roku i mieszczący się nieopodal dworca kolejowego.
Innym polecanym do odwiedzenia miejscem jest Dzielnica Flon, położona tuż przy głównej arterii Rue du Grand-Pont. Swoją markę zyskała przede wszystkim dzięki modernistycznej dzielnicy handlowej, zaprojektowanej z pomysłem, ale jednocześnie dość oszczędnej i chyba jednak nudnej. Same centrum handlowe niczym się nie wyróżnia. Wszędzie te same sklepy, ubrania, towary. Jedyny plus, że znajduje się tam duży sklep spożywczy, a takowe chyba nie są zbyt często spotykane w centrum szwajcarskich miast. Dużo bardziej polecam odwiedzenie pobliskiego wypełnionego kwiatami parku w okolicy Montbenon, skąd rozciąga się fantastyczny widok na jezioro i gdzie znajduje się pomnik legendarnego bohatera narodowego Szwajcarii – Wilhelma Tella.
Sierpień 2013 r.