16 marca 1988 roku na kurdyjskie miasto Halabdża z rozkazu Saddama Husajna zrzucono bomby wypełnione m.in. sarinem i gazem musztardowym. Samoloty wysłał kuzyn Husajna – Ali Hassan al-Madżid, który po ataku dostał przydomek „chemiczny Ali”. Było to trzecie największe użycie gazów w historii, zaraz po Treblince i Birkenau. Cel był jeden – niepokorni Kurdowie mieli zginąć co do jednego.
Akcja stanowiła część operacji „Al-Anfal”, którą rozpoczęto w celu zdławienia powstania antyirackiego z maja 1987 roku. Husajn nienawidził Kurdów, a jeszcze bardziej nienawidził tych, którzy się mu sprzeciwiali. Jego dyktatorskim rządom śmiał sprzeciwić się najbardziej waleczny, odważny i jednocześnie najbardziej pokrzywdzony przez dzieje naród na świecie. Słowo „Al-Anfal” to ósma sura Koranu, choć niektórzy badacze twierdzą, że otwiera surę dziewiątą, w której według fanatycznych wyznawców islamu Allah usprawiedliwia wojnę religijną i mordy na cywilach. Nadając operacji wojskowej taką nazwę, Saddam chciał pokazać, że mordy na Kurdach mają religijne uzasadnienie.
Zagazowanie Kurdów
Atak w Halabdży, mieście liczącym 50 tysięcy mieszkańców, poprzedził wywiad zrobiony przez helikoptery. Wyrzucały one skrawki pociętego papieru, aby sprawdzić kierunek wiatru. W drugim kroku zrzucono bomby, które nie wybuchały, lecz z wielkim hukiem waliły o ziemię, by następnie uwolnić z siebie kolorowy dym. W jednej chwili mieszkańcy, którzy nie zdążyli się ukryć i uszczelnić szpar w domach, zaczęli wymiotować i pluć krwią. Następnie padali na ziemię w konwulsjach i po chwili umierali. Po ataku do miasta wkroczyła grupa wojskowych w kombinezonach, która zrobiła naukowy rekonesans. Dokonywali pomiarów, sprawdzając, w jakiej odległości od pojemników z gazem leżą ciała ofiar i jaka była moc rażenia.
Około tysiąc Kurdów przeżyło po bezpośrednim zetknięciu się z gazami, ale zmarli w szpitalach w nieodległym Iranie, gdzie zostali przetransportowani. To zresztą Irańczycy byli pierwszymi świadkami tej zbrodni, a jeden z irańskich fotografów ją udokumentował. Winni po wielu latach w końcu ponieśli karę, choć międzynarodowemu śledztwu sprzeciwiała się prócz Iraku także Turcja. W 2005 roku Holender Frans van Anraat został skazany na 15 lat więzienia za dostarczenie trujących gazów. Saddama Husajna powieszono w 2006 roku, a „chemicznego Alego” – w 2010.
Halabdża po ataku
Dziś w Halabdży wciąż odczuwa się skutki ataku chemicznego sprzed 30 lat. U mieszkańców i nowonarodzonych dzieci doszło do modyfikacji DNA. Cierpią oni z powodu chorób oczu i układu oddechowego, głębokich ran na skórze, nowotworów, chorób neurologicznych i psychiatrycznych. Kobiety są bezpłodne lub – gdy w końcu zachodzą w ciąże – dochodzi do poronień. Do tego niemożliwe jest uprawianie ziemi i jedzenie okolicznych płodów rolnych. Żywność przywożona jest z odległych regionów. Owce i kozy rodzą zdeformowane potomstwo. Halabdża to dziś miasto wyludnione, biedne i z porozrzucanymi na jego terenie grobami. Jedno wielkie cmentarzysko. Bo choć wciąż ktoś w nim mieszka, to duch Halabdży umarł 16 marca 1988 roku.
Polecam Waszej uwadze dwie książki poświęcone Kurdom i Kurdystanowi, które opisywałam już w cyklu „Książkowe podróże”.
1. Witold Repetowicz, Nazywam się Kurdystan, Wydawnictwo Trzecia Strona, Kraków 2016
2. Paweł Smoleński, Zielone migdały, czyli po co światu Kurdowie, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016
Smutne to bardzo. Okrutny jest ten świat.
Obie książki dobre, ale przy “Migdałach” polecam wziąć poprawkę na pozytywne przedstawienie Barzaniego (IMHO to nie jest fajna postać). Poza tym warto tez polecić Meredith Tax “Droga w nieznane. Kurdyjki walczące z tak zwanym Państwem Islamskim”, a w marcu miała się ukazać książka Marco Rovelliego “Zielone oczy wolności. Historia partyzantki, która poświęciła życie za wolność swojego narodu i walkę z ISIS.”, ale tego jeszcze nie czytałem.
Tych dwóch ostatnich nie czytałam, ale postaram się nadrobić braki ;)