Kosowo. Bałkański punkt zapalny

Kosowo. Bałkański punkt zapalny
0
(0)

Dziewicze i wręcz rażąco zielone górzyste krajobrazy południowej Serbii w pewnej chwili stają się zaskakująco mało barwne, przygnębiające i płaskie. Zmieniający się diametralnie widok za oknem rzadko stanowi tak dobitne świadectwo wjazdu do drugiego kraju. Lub jak kto woli – prowincji. Kosowo wciąż stanowi punkt zapalny na Bałkanach i nie pozwala o sobie zapomnieć.

 

Opowiem wam kawał. Daleki od poprawności politycznej. Oddział KFOR w towarzystwie kilku Albańczyków znajduje na drodze ciało martwego Serba. Nie widać na nim żadnych śladów użycia broni. – Co się z nim stało? – pytają Albańczyków. Ci wzruszają ramionami i stwierdzają, że może zatruł się jakimiś grzybami. Idą dalej i trafiają na kolejne serbskie ciało. Albańczycy znowu opowiadają o grzybach. Dwieście metrów dalej napotykają na kolejne ciało, ale tym razem z głową roztrzaskaną siekierą. – A ten? – pytają wściekli żołnierze KFOR. – Ten być może nie chciał zjeść trujących grzybów – odpowiadają niewinnie Albańczycy.

Po drodze z Belgradu do Prisztiny czekały mnie cztery kontrole policji. Raz kontrola policji finansowej – cokolwiek to znaczy. Dwa razy kontrola celna i oczywiście czwarta, najważniejsza, czyli serbska kontrola paszportowa. Odbywa się ona na granicy, której oficjalnie nie ma i być nie może, jako że Serbia nie uznaje niepodległości Kosowa. Gdzieś pośrodku niczego ustawiono tabliczkę z angielskim napisem: „Buy a land, build your dream”, który idealnie wpisuje się w optymizm mieszkańców Kosowa. Chcą spełniać swoje marzenia, żyć jak pozostali Europejczycy i nie martwić się dniem jutrzejszym, choć to obok Mołdawii najbiedniejsze państwo w Europie.

 

Przejście graniczne między Serbią a Kosowem

Granica Kosowo Serbia 

 

 Kosowo – historyczne spory

Nienawiść Serbów do Albańczyków jest tak ogromna, jak ogromne są kontrowersje i spory wokół tematu etnicznej przynależności Kosowa. Serbowie nienawidzą Albańczyków, bo ci sprzymierzyli się z Turkami i korzystając z ich ekspansji, zajęli ziemie od wieków serbskie. Z kolei nienawiść Albańczyków do Serbów bierze się stąd, że jako silniejsi i lepiej zorganizowani Słowianie południowi zagarnęli terytoria etnicznie albańskie, w tym Kosowo.

Spór, jak trwał, tak trwa nadal, a nienawiść nie gaśnie, zwłaszcza że w Kosowie żyć obok siebie muszą zarówno Albańczycy, zwani Kosowarami, jak i Serbowie. Nikt nie chce ustąpić i nikt nie pozwoli sobie odebrać tych ziem. Dla porządku należy dodać, że ziemie te nie są ani urodzajne, ani bogate w złoża naturalne. Nie ma tu rozwiniętego przemysłu i występuje ogromne bezrobocie, wahające się od 40 do 70%. Kosowo funkcjonuje dzięki ogromnej pomocy międzynarodowej, której sumy nikt nie chce zdradzić, ale niepotwierdzone źródła wspominają nawet o 5 mld € rocznie.

 

Niezagojone rany Prisztiny

Stolica Kosowa, Prisztina, to miasto biedne, w niektórych częściach bardzo zaniedbane, odstraszające i pamiętające czasy ostatniego konfliktu. Odwiedzając je, należy pamiętać o bolesnej historii tego miejsca i regionu. Do ogrodzenia na jednej z głównych ulic przytwierdzone są setki zdjęć mężczyzn i chłopców, którzy zaginęli w czasie wojny w 1999 r. Ich rodziny wciąż wierzą w szczęśliwy powrót swoich bliskich. Pamięć o tych wydarzeniach jest wciąż żywa, dlatego część wyblakłych fotografii jest systematycznie wymieniana na nowe. Prisztina nie jest Groznym, nie jest Kabulem, nie jest Mogadiszu. Ale jest miastem okaleczonym i to wciąż da się odczuć, choć nie ma tu żadnych większych zniszczeń i ruin.

 

W samym centrum miasta znajduje się znacznych rozmiaru pusty teren. Ni to park, ni to plac budowy, choć wokół pełno gruzu, zwałów ziemi i śmieci. Dziennie przechodzą tędy setki mieszkańców. Pustkę przestrzenną przełamują dwa budynki. Niemal na samym środku stoi nieukończona cerkiew, której budowę zainicjował jeszcze Slobodan Milošević. Miała kłuć w oczy Albańczyków, przypominając im o korzeniach kulturowych ziemi kosowskiej. Nigdy nie została ukończona, za to po wojnie kilkakrotnie „nieznani sprawcy” próbowali wysadzić ją w powietrze – bezskutecznie. Stoi jak stała, straszy, jak straszyła i wciąż przypomina o wieloetniczności Kosowa.

Planowano, aby zamienić ją w hipermarket. Nie, nie zburzyć i na jej miejscu postawić hipermarket – JĄ zaadoptować na hipermarket. Ewentualnie władze uniwersytetu, bo do nich należy teren, biorą pod uwagę możliwość zamienienia jej w galerię sztuki dla studentów kierunków artystycznych. W tym przypadku nie chodzi o dewastację miejsca kultu religijnego drugiej strony bądź jego zburzenie. Dąży się do profanacji, stąd hipermarket. Zaraz obok znajduje się biblioteka uniwersytecka, jeden z najpiękniejszych tego typu obiektów na świecie. Białe kopuły umieszczone na budynku przypominają plisi, czyli tradycyjne albańskie nakrycie głowy, noszone także przez mężczyzn w Kosowie.

Kwiecień 2011 r.

 

Polecane książki:

1. Fatos Lubonja, Albania – wolność zagrożona. Wybór publicystyki z lat 1991-2002, Wydawnictwo „Pogranicze”, Sejny 2005.

2. Maciej Kuczyński, Marian Ray-Ciemięga, Bałkański syndrom. Konflikty zbrojne w byłej Jugosławii 1991-99 i wojna w Kosowie, udział wielonarodowych sił pokojowych NATO w utrzymaniu pokoju na Bałkanach 1993-2000, Dom Wydawniczy Elipsa, Warszawa 2000.

 

Czy wpis się spodobał?

Naciśnij liczbę gwiazdek, by go ocenić.

Średnia ocen: 0 / 5. Liczba głosów: 0

Nikt jeszcze nie ocenił.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.