Wbrew anglojęzycznej nazwie, King’s Highway nie jest autostradą, a dawnym ważnym szlakiem handlowym na starożytnym Bliskim Wschodzie, łączącym Afrykę z Mezopotamią. Biegł z Egiptu przez Półwysep Synaj do Akaby, skąd skręcał na północ przez Transjordanię, prowadząc do Damaszku i Eufratu. Dziś to popularna trasa wybierana przez turystów, aby dostać się do Petry i przy okazji zobaczyć Zamek Karak i Shobak.
Od VII do XVI wieku King’s Highway służyła jako droga pielgrzymkowa dla muzułmanów pochodzących z Syrii i Iraku, którzy zmierzali do świętego miasta Mekki. Dziś tę dawną trasę pokrywa autostrada 35 i 15, łącząc Irbid na północy kraju z Akabą na południu. Część południowa przecina tereny pustynne i biegnie koło rezerwatu Dan, dzięki czemu odcinek jest bardzo malowniczy. Ale nie jest to najszybsza możliwa droga prowadząca z Ammanu do Petry i Akaby.
Aby nią przejechać, do wyboru mamy dwie opcje:
- wypożyczony samochód,
- samochód z kierowcą w ramach wycieczki zorganizowanej przez hotel – punktem końcowym jest Petra.
Zobaczyć zamki krzyżowców
Zarówno turystyczny autokar Jett Bus (rusza raz dziennie o 6.30 – koszt 11 JD w 2017 r.), jak i publiczne autokary kursujące 3-4 razy dziennie, jadą do Petry inną trasą. Jako że chciałam zobaczyć położone po drodze dawne zamki krzyżowców – Karak i Shobak – skorzystałam z wycieczki organizowanej przez hotel. Jej cena jest stała i wynosi 100 JD od samochodu. Jeśli mamy czterech pasażerów, wówczas cena powinna wynosić 25 JD na osobę. W moim hotelu cena tej wycieczki wyniosła 30 JD. Razem ze mną podróżowały trzy osoby z innych hoteli: Kanadyjka chińskiego pochodzenia mieszkająca w Londynie, Czeszka i Belg.
Od naruszonych zębem czasu i opustoszałych zamków Karak i Shabak dużo ciekawszy okazał się sam przejazd za sprawą naszego kierowcy. Osman był z pochodzenia mieszkańcem Kaukazu – jego przodkowie pochodzili z pogranicza gruzińsko-czeczeńskiego. Urodził się w Jordanii, a jego ukochanym miastem jest Akaba. A to dlatego, że jest czystsza i cieplejsza od Ammanu, a dodatkowo umożliwia mu spędzanie czasu wolnego w ulubiony sposób – wędkując i pijąc whisky. W kurorcie ma swoje mieszkanko, w którym zatrzymuje się za każdym razem, gdy wiezie turystów do Petry, a następnie musi zaczekać, by zabrać ich w drogę powrotną.
Mój pierwszy raz w samochodzie hybrydowym. Za kierownicą Osman
Muzycznie przez King’s Highway
Osman był niezwykle ciekawym i otwartym człowiekiem. W czasie jazdy towarzyszyła nam playlista złożona z piosenek od lat 60. do współczesności. Gdy Belg Hans usłyszał utwór „Tarzan Boy”, stwierdził: „Nie słyszałem go od wielu lat i nigdy bym nie przypuszczał, że go dzisiaj usłyszę”. Osman przez całą drogę zachęcał nas do śpiewania i przełamaliśmy się tylko raz. Razem z Kanadyjką wykonałyśmy w duecie piosenkę Backstreet Boys „I want it that way”. Dla takich chwil warto podróżować w pojedynkę i spotykać na swojej drodze nieznajomych ludzi.
Muzyka dla Osmana jest ważnym elementem życia. To dzięki zagranicznym przebojom nauczył się angielskiego. Wypisywał poszczególne słowa, a potem godzinami siedział ze słownikiem, aby przetłumaczyć tekst. Dzisiaj mówi płynnie po angielsku i może zarabiać, wożąc turystów po całej Jordanii. Muzyka jest też dla niego sposobem na nawiązanie relacji z pasażerami.
Opowiedział nam, że kiedyś wiózł Chinkę mieszkającą w Londynie, jej męża i teściową nieznającą słowa po angielsku. Siedziała przez całą drogę smutna i patrzyła przez okno. Osman postanowił to zmienić. Wyszukał w internecie chińskie piosenki, odtworzył je w odtwarzaczu, a starsza pani… zaczęła śpiewać. Znała słowa wszystkich utworów, a dodatkowo dysponowała naprawdę pięknym głosem. Od momentu włączenia chińskich piosenek uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Po drodze rozciągają się pustynne widoki. Na wiosnę żółte i rdzawe kolory zastępuje bujna zieleń.
Jedna z przyrodniczych atrakcji – czarna skała zwana Attanor. W przeszłości była miejscem kultu dla Nabatejczyków, budowniczych Petry.
Jałmużna przynosząca szczęście
Osman był również człowiekiem o ujmującej filozofii życiowej. Zawsze dawał jałmużnę, a takiego podejścia nauczyło go życie. Kiedyś z reguły wspierał potrzebujących z wyjątkiem kobiet w typie Cyganki. Jednak jego matka ciągle powtarzała – jeśli ktoś Cię prosi, zawsze dawaj, nieważne, kim jest ta osoba. Osman trzymał się jednak swoich zasad. Pewnego dnia podeszła do niego kobieta z dzieckiem, prosząc o pieniądze, ale odmówił. Następnego dnia o 7 rano miał wyruszyć z Aqaby do Petry po turystów.
Włączył swojego hybrydowego Hyundaia, ale system pokazał mu błąd. Spróbował jeszcze raz, a potem znowu i znowu. Po 20 próbach zadzwonił do przyjaciela z Ammanu, aby odebrał turystów. Był zły z powodu samochodu i utraty zarobku. Gdy palił papierosa, coś go tknęło, aby spróbować raz jeszcze. Tym razem samochód się uruchomił. Wiedział, że była to kara od tej kobiety. Wyciągnął z tej lekcji oczywisty wniosek – jałmużnę należy dawać każdemu.
O tym, że Allah czuwa nad każdym, kto wspiera potrzebujących, przekonałam się na własnej skórze. Mieliśmy krótki przystanek na stacji benzynowej, gdzie Osman kupił całej naszej czwórce po kawie lub herbacie, wodzie i ciasteczku daktylowym. Do samochodu podeszła kobieta prosząca o pieniądze i dał jej drobną sumę. Godzinę później jechaliśmy przez małą mieścinę. Nagle wielki suv znajdujący się przed nami jak gdyby nigdy nic zaczął zawracać na środku drogi i stanął w poprzek.
My na pełnym gazie zmierzaliśmy wprost na niego. Już widziałam, że zaraz w niego uderzymy. Co ciekawe – mało brakowało, a nie miałabym zapiętych pasów, ale coś mnie tknęło, aby to zrobić. Osman był świetnym i doświadczonym kierowcą, więc nie zaczął gwałtownie hamować, tylko manewrował na pełnej prędkości. Ostatecznie bezpiecznie wyminął przeszkodę na drodze, na koniec rzucając w kierunku kierowcy wiązkę arabskich przekleństw. Skończyło się tylko na wielkim strachu. Osman wiedział dlaczego. To dzięki tej kobiecie ze stacji benzynowej.
Zamek Karak
Zwiedzanie zamków krzyżowców wypadło w dniu, w którym pogoda całkowicie się załamała. Niemożliwie wiało, odczuwalna temperatura wynosiła -7 st., a momentami też padało. Na każdym z zamków spędziliśmy góra 20 min, bo po prostu nas z nich wywiewało. Poza tym niewiele z nich zostało.
Karak wziął swoją nazwę od miasta, nad którym góruje. Jego lokalizacja na wysokim wzgórzu sprawiła, że stał się jedną z najważniejszych twierdz obronnych wschodniego skrzydła Królestwa Jerozolimskiego. Wówczas prowadziło do niego tylko jedno wejście ukryte w skale. Poniżej znajdowała się King’s Higway, którą przebiegał szlak handlowy i przechodziły pielgrzymki do Mekki.
Jednym z właścicieli zamku był niesławny Renald z Châtillon, uwieczniony w filmie „Królestwo Niebieskie” w reżyserii Ridleya Scotta. Zamek trafił z jego ręce, bo wziął za żonę dziedziczkę i wdowę po poprzednim właścicielu. Renald słynął z wielkiego okrucieństwa i niechęci do muzułmanów. W czasie jego panowania więźniów zabijano przez zrzucenie z murów i napadano na pielgrzymów zmierzających do Mekki. Ostatecznie skończył marnie, bo ze względu na pogwałcenie obowiązujących traktatów i napadanie na karawany Saladyn osobiście ściął mu głowę.
W 1188 roku, po ośmiu miesiącach oblężenia, Karak został przejęty przez Saladyna, który przekazał go swojemu bratu. W kolejnych latach zamek był przebudowywany. Do jego upadku przyczyniło się trzęsienie ziemi z 1293 roku. Dziś warownia wygląda tak, jakby do kataklizmu doszło całkiem niedawno, bo nie przeprowadzono gruntownych rekonstrukcji. Karak jedynie w kilku miejscach zachował swoją bryłę, a poza tym jest jedną wielką ruiną. To, co zaświadcza o jego dawnej świetności, to widok rozciągający się z murów, który kilka wieków temu pozwalał kontrolować całą okolicę.
Zamek Shobak
Shobak (alternatywna nazwa Montreal) został wzniesiony w 1115 roku przez jerozolimskiego króla Baldwina I. Tym samym jest najstarszym obronnym zamkiem Jordanii. Podobnie jak Karak, został usytuowany na wzgórzu i miał dość dobre zaplecze aprowizacyjne. W skałach wykuto zbiorniki na wodę, a okoliczne żyzne pola zapewniały pożywienie. Po 27 latach zamek został włączony do Księstwa Zajordanii.
Gorzej ufortyfikowany niż Zamek Karak, Shobak stracił swoją uprzywilejowaną pozycję. W 1175 roku warownia przypadła Renaldowi z Châtillon. Okrutnik wykorzystał ją jako bazę do napadów na arabskie karawany, które do tej pory cieszyły się przywilejem swobodnego poruszania się przez teren Księstwa. Nowy pan planował też wybudowanie w okolicach Shobak okrętów, które przetransportowano by nad Morza Czerwone, aby przeprowadziły morski desant na Mekkę.
Po ścięciu Renalda, o czym wspomniałam wyżej, wojska Saladyna rozpoczęły oblężenie zamku Shobak. Trwało ono niemal dwa lata, a do kapitulacji doszło w 1189 roku. Około 1260 roku zamek został zajęty, a następnie przebudowany przez mameluków, czego świadectwem są zachowane XIV-wieczne inskrypcje. Niewiele ich można zobaczyć, bo też niewiele zostało z samego zamku. Tak jak w przypadku warowni w Kerak, jego największą zaletą są widoki rozciągające się z murów.
Grudzień 2018 r.
Bardzo ciekawe, dobrze się czyta.
Dziękuję i pozdrawiam!