Gjirokaster – srebrna wizytówka Albanii

Gjirokaster – srebrna wizytówka Albanii

Od 2005 roku Gjirokaster jest wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego UNESCO. Ale już w 1961 roku władze albańskie postanowiły objąć je opieką, nadając mu status „miasta-muzeum”. A jest co chronić. Starówka położona na wzgórzu, pnące się w górę brukowane uliczki i charakterystyczne kamienne domy, które sprawiają, że miasto wygląda jak wymalowane srebrną farbą. Jedna z hipotez głosi, że to to właśnie od albańskiego słowa „arёgjend” (srebrny) wzięła się nazwa Gjirokaster.

 

Jednak istnieje jeszcze inne wytłumaczenie. Wiąże się ono z legendą dotyczącą zamku górującego nad miastem. Dawno, dawno temu mieszkała w nim księżniczka o imieniu Argjiro. Krótko po tym, jak urodziła swojego pierwszego syna, wódz turecki otoczył miasto. Mieszkańcy bohatersko odpierali atak do czasu, aż skończyły się im zapasy wody i żywności. Kobietom groziło dostanie się do niewoli, na co nie mogła pozwolić Argjiro. Razem z innymi mieszkankami, przywiązując dziecko do swojej piersi, rzuciła się w przepaść ze wschodniego krańca cytadeli.

Zamek to największy zabytek miasta, ale jego obecny stan jest, delikatnie mówiąc, opłakany. W zimnych, ciemnych murach hula wiatr i raczej nic nie wskazuje na to, aby wkrótce jego wnętrza zostały zagospodarowane. Początki budowli sięgają już IV wieku p.n.e., ale swój ostateczny kształt uzyskała między XII a XV wiekiem. Trzy stulecia później, za panowania Alego Paszy Tepelena, do zamku doprowadzono akwedukt o długości 12 km. Niestety obecnie nie ma po nim śladu, bowiem w 1928 roku decyzją rady miejskiej został rozebrany, a pozostałości wykorzystano do budowy dróg, budynków oraz zamkowego więzienia. Mimo wszystko warto odwiedzić zamek, dokładając trochę grosza na jego renowację. Poza tym rozciąga się z niego fantastyczny widok na miasto oraz otaczające go góry.


Gjirokaster dzieli się na część współczesną i historyczną. W tej drugiej można poczuć klimat dawnego Imperium Osmańskiego. Miasto w XV wieku znalazło się pod panowaniem tureckim, co wyszło mu na dobre, bo dzięki temu miało szansę rozkwitnąć. Dziś, poza ściśle turystycznymi rejonami, panuje tu ogromna harmonia i spokój. Choć bywa on zakłócany przez przejazdy nowożeńców i wesela organizowane niemal każdego dnia, nie tylko w weekendy. Przez jedno z nich, odbywające się tuż przy moim hotelu, nie spałam pół nocy.

 

Pomoc po albańsku

Do Gjirokaster uciekłam z nadmorskiego kurortu Saranda, w którym miałam zatrzymać się na trzy dni. Ale było w nim tak źle, że następnego dnia z samego rana postanowiłam łapać autokar jak najdalej od niego. A nie było to łatwe. Jak to w Albanii, problemem okazało się namierzenie odpowiedniego przystanku, z którego odjeżdżają autobusy w interesującą mnie stronę. W kraju nie funkcjonuje coś takiego jak dworzec i nawet miejscowi często nie wiedzą, skąd mają jechać. Jakimś cudem trafiłam na autokar jadący do Beratu, który po drodze przejeżdża przez Gjirokaster. Jednak kierowca nie chciał mnie zabrać i był mało pomocny w wytłumaczeniu, gdzie mam znaleźć właściwy autokar. Postanowiłam więc zbojkotować albańskich przewoźników i złapać stopa.

To też okazało się wyzwaniem, ale koniec końców zabrał mnie płatny busik jadący do Gjirokaster. Poznałam w nim Albańczyka mówiącego po angielsku, który w mieście chciał odwiedzić swojego dziadka. Pracował w Tiranie i był po studiach chemicznych. Dużo palił, bo dwa tygodnie wcześniej rzuciła go dziewczyna, a on wciąż ją kochał. Takie życie. Dużo rozmawialiśmy, a jak dojechaliśmy, zaprosił mnie na kawę, ale wcześniej zaproponował pomoc w znalezieniu taniego hotelu. Jako że historyczna część Gjirokaster znajduje się na wzniesieniu, postanowił wziąć taksówkę, za którą to on zapłacił. Kierowca był najbardziej przerażającym typem, z jakim miałam kiedykolwiek do czynienia. Wydzierał się wniebogłosy, jakby wiózł nas za karę i w duchu dziękowałam, że nie rozumiem, co wykrzykuje po albańsku.

Jeździliśmy po mieście w poszukiwaniu czegoś na moją kieszeń, aż w końcu trafiliśmy do hotelu przypominającego szpital. Rozległe korytarze, mnóstwo zakamarków oraz białe ściany i drzwi dające wrażenie sterylności. Właściciel zszedł z ceny, ale powiedział, że jeśli ktoś będzie szukał noclegu, to dokwateruje go do mnie. Mój towarzysz dopłacił więc 500 leków, abym mogła spać w swoim pokoju sama. Poszliśmy też razem do Muzeum Etnograficznego, które mieści się w dawnym domu rodzinnym dyktatora Envera Hodży, a następnie do zamku.

Mój towarzysz mógłby tak ze mną chodzić przez cały dzień, palić papierosa za papierosem i dyszeć przy wchodzeniu pod górę, ale stwierdziłam, że muszę mu w końcu podziękować za pomoc i się z nim rozstać. Było mi strasznie głupio, biorąc pod uwagę, ile dla mnie zrobił. Ale to zawsze jest ze stratą dla mnie, gdy nie mogę jakiegoś miejsca poznać na własną rękę, zgubić się w nim, jak mam to w zwyczaju lub po prostu usiąść na ławce wśród ludzi i obserwować życie ulicy.

 

Gjirokaster – centrum turystyczne Albanii

Gjirokaster to chyba najchętniej odwiedzane przez turystów miejsce w Albanii. Są wszechobecni. Szczególnie dużo w nim Polaków i Francuzów. Od mojego znajomego pożyczyłam przewodnik po Albanii po francusku i gdy przystanęłam na ulicy, by coś przeczytać, podszedł do mnie jakiś nastolatek i z radością zaczął świergotać w mowie Balzaca i Molièra. Odpowiedziałam, że tylko przewodnik jest francuski, a ja jestem Polką. Odszedł niepocieszony.

Za to moimi sąsiadkami w hotelu były dwie Polki. Spotkałam je na ulicy, gdy siedziały przed kawiarnią, a obok stały wielkie podróżnicze plecaki. Postanowiłam im pomóc i zapytałam, czy nie potrzebują taniego noclegu, bo zatrzymałam się w dość tanim hotelu. Gjirokaster – ze względu na licznych turystów – ma wywindowane ceny, więc trudno znaleźć jakąś okazję. Podziękowały i powiedziały, że poszukają czegoś na własną rękę.

Jak wróciłam do mojego hotelu, wyszłam na balkon i ktoś siedzący na sąsiednim balkonie przywitał się ze mną. Uśmiechnęłam się i rzuciłam w tamtym kierunku szybkie spojrzenie. Potem dziewczyna powiedziała coś po polsku, a do mnie dotarło, że to ta sama osoba, którą poznałam przed kawiarnią. Zaraz dołączyła do niej koleżanka. W ten sposób poznałam Magdę i Agatę, które stały się moimi towarzyszkami na dwa dni. Objechały już niemal całe Bałkany, potem miały się udać do Turcji, Armenii, Gruzji, a stamtąd promem do Ukrainy. Mam nadzieję, że cały plan – a nawet więcej – zrealizowały oraz wróciły spełnione i szczęśliwe do domu. To było jedno z tych podróżniczych spotkań, dla których warto wyruszać w drogę.

 

1. Muzeum Etnograficzne, czyli rodzinny dom Envera Hodży. Niestety jest to tylko rekonstrukcja, bo oryginalny budynek niemal doszczętnie spłonął. Na jego tyłach znajdują się komunistyczne symbole i bohomazy sławiące imię dyktatora.

Dom rodzinny Envera Hodży w Gjirokaster

 

2. A to pokój, w którym ponoć urodził się Hodża.

 

3. Zamek w Gjirokaster i jego nietuzinkowe eksponaty, na czele z domniemanym amerykańskim samolotem szpiegowskim. Wspięcie się na wzgórze, na którym jest położony, wymaga nie lada kondycji.

Zamek w Gjirokaster

 

4. Ale nagrodą jest widok na miasto i okoliczne góry, który się stąd rozciąga.

Gjirokaster

 

5. Zakątki historycznej części Gjirokaster

 

6. I niezbyt urodziwa, współczesna część miasta

 

7. Jadą nowożeńcy z weselnym orszakiem. A słychać ich już z daleka.

Sierpień 2011 r.

 

One thought on “Gjirokaster – srebrna wizytówka Albanii

  • 04/11/2018 at 07:59
    Permalink

    Zamek już odnowiony, w Gjirokaster można zwiedzać już też dom Ismala Kadare, slynnego pisarza albańskiego. Warto. Również tradycyjne domy muzulmańskie.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.