Erywań tęsknie spoglądający na Ararat

Ararat w Erywaniu

Miasto starsze niż Rzym. Niegdyś w obrębie wielkiego imperium, które regularnie podbijali sąsiedzi. Posiadające pięknie brzmiącą nazwę – Jerewan, która w polskiej wersji jest nieznośnie szorstka i kanciasta. Erywań to wyspa gdzieniegdzie pełna dobrobytu i nowoczesności, która nie może stanowić pełnego obrazu Armenii. Ale warto od niego zacząć, by zagłębić się w fascynującą kulturę i historię tego kraju.

 

Polakom, zwłaszcza tym pamiętającym czasy PRL-u, stolica Armenii może się kojarzyć z serią dowcipów, w których główną rolę odgrywało Radio Erewań. Było ono synonimem źródła nierzetelnych informacji i propagandy politycznej, choć tak naprawdę to wymyślony twór i takiej rozgłośni w Erywaniu nigdy nie było. Dowcipy miały zazwyczaj formę pytań od słuchaczy i wówczas w odpowiedzi zawsze znajdowało się słowo „ale”.

„Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach Dworca Warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną.”

„Słuchacze pytają: Czy będzie wojna? Radio Erewań odpowiada: Wojny nie będzie. Będzie taka walka o pokój, że kamień na kamieniu nie zostanie.”

 

Erywań pod Araratem

Tak jak Armenia stanowi pochwałę natury i nieśpiesznego życia, tak i Erywań jest niezwykle spokojny i zielony za sprawą licznych parków i drzew. Będąc nawet w ścisłym centrum, czujemy się jak w małym, cichym miasteczku. Przejawy wielkomiejskości znajdują się dopiero w okolicach Opery. W otoczeniu modnych knajp, sztucznego jeziora i głównej promenady bije serce miasta. Tu spacerują młodzi, starzy i turyści, tu ceny hoteli i dań obiadowych są wywindowane do europejskich standardów. Wreszcie, tu Ormianie mogą poczuć się jako część Europy, do której chcą być zaliczani, a nie Kaukazu, będącego w orbicie wpływów Rosji. Ale postkomunistycznych budynków i wschodnich naleciałości jest zbyt wiele, by z trudną przeszłością zerwać raz na zawsze. Miasto, jak i cały kraj, jest przeżarte korupcją, a ludzie pragną jedynie godnych pensji i sprawiedliwości społecznej.

No dobrze, pragną jeszcze jednego. By góra Ararat, ich święta góra, dająca nazwę koniakowi, papierosom, restauracjom, hotelom i widniejąca w paszporcie każdego turysty na stemplu wjazdowym, ponownie znalazła się na obszarze Armenii. Dziś leży w Turcji, u największego wroga, zaledwie 30 km od granicy. Po raz ostatni znajdowała się po ormiańskiej stronie w 1920 roku aż do momentu, gdy kraj zajęli bolszewicy i podzielili się nim z Turkami. Dziś Ormianie mogą jedynie patrzeć na nią tęsknym wzrokiem, choć jest niemalże na wyciągnięcie ręki. Co więcej, w odwecie za zamachy terrorystyczne przeprowadzane na tureckich dyplomatach, mieszkańcy Armenii otrzymali zakaz wspinania się na szczyt góry. Ale oczywiście go łamią, przekupując przewodników, bo być tak namacalnie blisko Araratu jest marzeniem wielu.

erywań

 

2800 lat historii Erywania?

Jak głosi oficjalna notka historyczna na stronie internetowej Erywania, początki miasta sięgają 782 roku p.n.e., kiedy w piątym roku swojego panowania król Argiszti zbudował fortecę w Erebuni. 6600 żołnierzy było jej pierwszymi mieszkańcami. Tym samym Erebuni-Erywań zostało założone 29 lat wcześniej niż Rzym i liczy sobie mniej więcej tyle samo lat co Babilon i Persepolis. Prawda to czy propaganda? Nie mi to oceniać. Przez wieki Erywań stawiał czoło wielu najazdom obcych imperiów: Asyryjczyków, Rzymian, Persów, Arabów, Seldżuków, Mongołów i Turków. W latach 1513-1737 w wyniku wojen persko-osmańskich miasto zmieniało swoją przynależność państwową aż 14 razy (sic!). W 1679 roku spustoszyło je trzęsienie ziemi, kataklizm nieodłącznie nawiedzający te tereny.

Największy rozwój Erywania przypadł na czasy Związku Radzieckiego. Wówczas opracowano dla niego plan generalny, którego twórcą był rosyjsko-ormiański architekt Aleksander Tamanian. Zaprojektował miasto na 150 tysięcy mieszkańców, w związku z czym jego powierzchnia administracyjna wzrosła pięciokrotnie. Budulcem nowoczesnego Erywania był przede wszystkim różowy tuf, który nadał mu specyficzny odcień i dzięki niemu otrzymał przydomek „Różowe miasto”. Wypełniły go liczne szerokie arterie, zielone drzewa i wysokie, sowieckie bloki, stawiane jakby wbrew zdrowej logice na terenie sejsmicznym. W ciągu następnych 70 lat obszar miasta został powiększony jeszcze bardziej, a współczesny Erywań zamieszkuje ponad milion osób.

 

Pomnik twórcy współczesnego Erywania – Aleksandra Tamaniana

 

Erywań w pigułce

Jeśli zastanawiacie się, co tu jest do obejrzenia, to odpowiem, że całkiem sporo. Na zwiedzanie miasta warto przeznaczyć 2-3 dni (wyłączając okoliczne atrakcje).

Kaskada, czyli Centrum Sztuki Cafesjiana

Najpiękniejsze miejsce w Erywaniu. Na Kaskady warto się wspiąć, mimo że w środku znajdują się schody ruchome. Wówczas z każdym krokiem ukaże się nam coraz szersza panorama miasta z najlepszym widokiem na górę Ararat. Ze schodów ruchomych też koniecznie skorzystajcie, bo w środku mieści się galeria sztuki współczesnej. Kompleks zaprojektował Aleksander Tamanian w latach 20. XX wieku, ale prace rozpoczęto dopiero 60 lat później. W wyniku trzęsienia ziemi w 1988 roku cały projekt został przerwany i ukończono go dzięki funduszom żyjącego w USA ormiańskiego filantropa Gerarda Cafesjiana. Sztukę na wyciągnięcie ręki mamy też w ogrodzie u podnóża Kaskady.

 

Plac Republiki z Muzeum Historycznym Armenii

Plac Republiki stanowi niekwestionowane centrum miasta. Tu zbierają się Ormianie w chwilach radości i smutku, tu prowadzą protesty i manifestacje, zwłaszcza że obok znajduje się siedziba rządu. Tu też swoje pierwsze kroki kierują turyści, jako że na placu znajduje się największy hit nie tylko samego Erywania, ale całej Armenii. Mowa o Muzeum Historii Armenii z arcyciekawą ekspozycją dotyczącą czasów prehistorycznych i starożytności. Część średniowieczna i nowożytna nie są już tak zajmujące, a wystawa dotycząca czasów współczesnych tylko gdzieniegdzie jest opisana po angielsku.

W muzeum znajdziemy obiekty liczące nawet 10 tysięcy lat i odnalezione m.in. w jaskiniach na terenie Armenii. Biżuteria, ceramika, narzędzia, groty do włóczni i figurki są naprawdę unikatowe. Ekspozycja poświęcona królestwu Urartu z tabliczkami z fascynującym pismem klinowym sprawia, że aż chce się być archeologiem i samodzielnie odkrywać ślady dawnych cywilizacji. Obowiązuje całkowity zakaz robienia zdjęć, nad czym czuwają panie muzealniczki. Ale dla moich czytelników po kryjomu zrobiłam kilka fotografii.

Wstęp 2.000 dram

 

erywań muzeum historii Armenii

 

Pomnik i Muzeum Ludobójstwa Ormian

Odwiedzając to miejsce pamięci, nasuwały się mi skojarzenia z muzeum Yad Vashem w Jerozolimie. Sadzenie drzewek pamięci i położenie z dala od centrum miasta, na zielonym wzgórzu, to tylko pierwsze z brzegu punkty wspólne. Pomnik postawiono dopiero w 1967 roku po wielu protestach, gdyż wcześniej władze sowieckie nie kwapiły się do uczczenia ofiar ludobójstwa. Składa się on z 40-metrowej iglicy i kręgu 12 pochylonych pylonów, które strzegą palącego się znicza. Symbolizują 12 utraconych armeńskich prowincji, które na mocy porozumienia Lenina z Atatürkiem znalazły się w granicach Turcji. Muzeum jest schowane pod ziemią, by swoją bryłą nie odwracało uwagi od pomnika. Historia ludobójstwa opowiedziana jest w nim za pomocą fotografii i dokumentów. Warto poświęcić czas, by przeczytać dość długie opisy.

25 kwietnia w Armenii przypada święto upamiętniające rzeź Ormian i planując swój przyjazd do Erywania, chciałam się w nim znaleźć właśnie w tym czasie. Tak się złożyło, że tradycyjne pochody zostały przyćmione przez protesty antyrządowe. Więc wielkiej fety i palenia flag tureckich tym razem nie było.

erywań mzueum ludobójstwa ormian

 

Twierdza Erebuni

To tu ma znajdować się zalążek współczesnego Erywania. Co ciekawe, twierdzę odkryto zupełnie przypadkowo w 1950 roku, gdy pewien rolnik odnalazł w ziemi zapisaną kamienną tabliczkę. Natychmiast wkroczyli archeolodzy i podobno odkopali wielkie zbiorniki na wino i oliwę, pozostałości spichlerzy, dziedzińców, sal, apartamentów królewskich i malowideł. Podobno, bo ja czegoś takiego nie zauważyłam. Tym bardziej nie mogłam zobaczyć wykopanych artefaktów, bo muzeum, nie wiedzieć czemu, było nieczynne w godzinach otwarcia. Pochodziłam po kupie kamieni, próbując wytężyć wyobraźnię i za nic nie mogłam dostrzec choćby zarysów wspomnianych atrakcji. Twierdzę Erebuni absolutnie odradzam i apeluję o niepolecanie jej w przewodnikach, bo w obecnym kształcie nie ma tam nic ciekawego. Jedynie panorama miasta i widok na Ararat uratowały tę wizytę.

Wstęp 1.000 dram

 

Kościół Katoghike

Najstarszy kościół w Erywaniu, a właściwie niewielka kaplica, znajduje się tuż za operą przy skrzyżowaniu ulic Sayat-Nova i Abovyan. Zbudowano go w XIII wieku i cudem przetrwał wielkie trzęsienie ziemi z 1679 roku. Za budulec posłużył tuf i cement, stąd do dziś zachował się jego ciekawy pomarańczowy kolor. Najstarsze napisy znalezione na jego murach pochodzą z 1264 roku. Kaplica jest malutka, a obok niej stoi niedawno wybudowany kościół Surp Anna.

 

Błękitny Meczet

Jedyny w Armenii czynny meczet jest położony przy głównej alei Mesropa Masztoca. Łatwo go przeoczyć, bo znajduje się za wysokim murem w ogrodzie. Ja spodziewałam się wysokich minaretów widocznych już z oddali, a w rzeczywistości minaret jest jeden i to malutki. Meczet, zbudowany w XVIII wieku po uzyskaniu niepodległości przez Armenię w 1991 roku, został odrestaurowany z funduszy irańskiego rządu. Stanowi też centrum kultury irańskiej, oferując m.in. kursy języka perskiego.

 

Pomnik Matki Armenii

22 metry, które symbolizują ormiańską waleczność i niezłomność. Srogie oblicze Matki Armenii spogląda na całe miasto, tak jak położona w sąsiedniej stolicy Matka Gruzja. W środku cokołu mieści się muzeum wojskowe poświęcone wojnie o Górski Karabach i udziałowi Armenii w II wojnie światowej. Otwarto je w 1950 roku i pierwotnie wieńczył je pomnik Józefa Stalina. Dopiero w 1967 roku zastąpiono go Matką Armenią. Pomnik znajduje się w otoczeniu działającego na ćwierć gwizdka wesołego miasteczka, które czasy świetności ma za sobą. Sceneria jednocześnie przygnębiająca, abstrakcyjna i upiorna. Można tu nakręcić niezły horror.

Kwiecień 2018 r.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.