Wbrew powszechnym utyskiwaniom, że Amman jest jednym z najbrzydszych miast świata i wystarczy w nim spędzić tylko jeden dzień, zatrzymałam się w nim na pięć nocy. I ani chwili się nie nudziłam, nie przeklinałam jego brzydoty lub panującego harmidru. Amman naprawdę się mi spodobał. Może skraść serce wielu osobom, które lubią kulturę bliskowschodnią i dobrze się w niej czują.
Mawiają, że Amman to betonowa pustynia. Oglądając miasto ze wzgórza, na którym stoją pozostałości po cytadeli, przed nami faktycznie rozciąga się ciąg bloków z piaskowca i nic więcej. Ale ta jednolitość zabudowań obserwowana z oddali unifikuje Amman. Nie widać dzięki temu rozwarstwienia społecznego, apartamenty dyplomatów i przedstawicieli biznesu nie kłują w oczy, a zaniedbane blokowiska biedoty nie budzą litości. To jeden organizm. Z perspektywy ulicy wszystko wygląda już inaczej.
Downtown – tu bije serce Ammanu
W downtown, czyli śródmieściu, toczy się życie szarego Jordańczyka i tysięcy palestyńskich uchodźców. W przypadku Ammanu centrum jest naprawdę „down”, bo położone w niecce. Przez to łatwo do niego trafić w przypadku zgubienia się, ale już nieco trudniej eksplorować inne części miasta. Amman jest wypełniony poukrywanymi schodami, które ułatwiają szybkie dotarcie do wyżej położonych dzielnic zamiast lawirowania serpentynami ulic.
Downtown to w rzeczywistości jeden wielki bazar. Kupicie tu wszystko, od sprzętu sportowego i staroci, po ubrania i pamiątki. Choć nie obłowicie się tu w oryginalne souveniry i moim zdaniem turystyczne zakupy lepiej zrobić w Petrze lub Madabie. Możecie tu także zaobserwować duże rozwarstwienie społeczeństwa i przejmującą biedę. Obok standardowych butików traficie na osoby sprzedające używane rzeczy, np. tylko dwie pary butów, lub staruszka zasypiającego nad swoją maszyną do szycia i czekającego na zlecenie.
Z kolei życie klasy średniej toczy się na górze. Na okolicznych wzniesieniach znajdują się rezydencje dyplomatów i biznesmenów, drogie hotele, centra handlowe i szklane wieżowce. Jest tu też bardziej zielono niż w downtown i nierzadko można trafić na park lub skwer. Bez względu na to, w jakiej dzielnicy Ammanu się znajdziemy, jest bezpiecznie. Stolica Jordanii uchodzi za najbezpieczniejsze miasto na Bliskim Wschodzie. A do tego jej mieszkańcy są zawsze serdeczni, pomocni, nienachalni i z reguły uczciwi.
Amman jak Rzym
Co łączy stolicę Włoch i Jordanii? To, że są położone na siedmiu wzgórzach. Choć tak naprawdę Rzym został usytuowany na dwóch wzgórzach o siedmiu szczytach. Historia Ammanu sięga jeszcze wcześniej niż czasy rzymskie. W XII wieku p.n.e. na tych terenach osiedlili się Ammonici, czyli starożytne plemię aramejskie. Według Biblii mieli wywodzić się od syna młodszej córki Lota, który po ucieczce z Sodomy ukrył się wraz ze swoimi dwiema córkami w górach. Córki postanowiły upić ojca, a z kazirodczego stosunku zrodzili się protoplaści Ammonitów. Tyle najstarszej historii Ammanu. W III wieku p.n.e. miasto zostało podbite przez macedońskiego władcę Egiptu – Ptolemeusza II Filadelfosa, który przebudował je na własną modłę. Dziś nawiązaniem do dawnej spuścizny jest tylko lokalne piwo „Philadelphia”. Obecna nazwa „Amman” została nadana przez Ghassanidów – lud wywodzący się z Arabii Południowej.
Tak jak i Rzym, Amman również przeżył swój upadek po latach świetności. Jego przyczyną było przeniesienie stolicy kalifatu z nieodległego Damaszku do Bagdadu. W XVI wieku tereny te podbili Turcy, ale niewiele tu zdziałali. Świetność Ammanu odbudowali dopiero osadnicy czerkiescy w 1878 roku. Dynamiczny rozwój miasta nastąpił po otwarciu stacji kolejowej z Damaszku do Medyny w 1903 roku – tzw. Kolei Hidżaskiej. Odtąd zaczęło przyciągać kupców i stało się centrum handlowym. Po wojnie arabsko-izraelskiej w 1948 roku, stolica Jordanii przygarnęła setki tysięcy palestyńskich uchodźców. W pewnym momencie stanowili oni nawet 2/3 mieszkańców Ammanu.
Amman kiedyś
Amman dziś
Poruszanie się po Ammanie
Amman jest naprawdę dużym miastem. Jakaś komunikacja miejska w nim istnieje, ale trudno się w niej połapać i najwygodniej łapać taksówkę. Przed przyjazdem lub wyjazdem z Ammanu komunikacją publiczną, warto się zorientować, na który dworzec dojedziemy lub z którego musimy szukać transportu.
- Dojazd autobusem – w Ammanie mamy aż 5 potencjalnych dworców
Dwa są przeznaczone dla przewoźnika Jett Bus i znajdują się w dzielnicy Abdali i przy rondzie zwanym 7th Circle. Jett Bus to turystyczny operator, który zapewnia komfortowe warunki przejazdu, ma rozkład jazdy (a nie czeka na zapełnienie się autokaru) i z którym pojedziemy do Petry i Aqaby.
Do tego trzy dworce lokalne: Tabarbour (północny – daleko od downtown, dojazd taksówką 4 JD), Wahdat (południowy – też daleko), Muhajireen i Mahatta (dwa ostatnie bliżej centrum).
Z dworca Tabarbour dojedziecie za 1 JD do Jerash, a z Mahatty też za 1 JD do Madaby.
- Dojazd z lotniska – taxi lub autobus
Oficjalna stawka za taksówkę to 21,50 JD. Sporo. Ale istnieje też autobus firmy Sariyah, która kursuje z dworca północnego Tabarbour, poprzez 4th, 5th, 6th i 7th Circle na lotnisko. Bilet w cenie 3,5 JD kupuje się u kierowcy. Przejazd z 7th Circle na lotnisko zajął mi jakieś 30 min. Najbliżej centrum znajduje się 4th Circle i stamtąd można łapać taksówkę do swojego hotelu.
Co zobaczyć w Ammanie?
Jordan Muzeum
Zdecydowanie punkt obowiązkowy w czasie wizyty w Ammanie. Wśród eksponatów można obejrzeć m.in. słynne zwoje z Qumran znad Morza Martwego. Manuskrypty są najstarszą znaną nam dzisiaj wersją Tory, a zatem również Starego Testamentu. Muzeum prezentuje historię Jordanii od czasów prehistorycznych po Bizancjum, obejmując okres rzymski, hellenistyczny i nabatejski. Nie jest duże, ale dokładne studiowanie eksponatów może zabrać dwie godziny.
- Bilet: 5 JD
- Czas zwiedzania: 1,5-2 h
Z Jordan Museum można wyjść z naprawdę fantastyczną pamiątką. W jednej z sal znajdują się specjalne maszyny do wpisywania swojego imienia i nazwiska, które są następnie tłumaczone na 3 dawne języki Jordanii – grekę, nabatejski i arabski.
W czasie mojej wizyty mogłam też obejrzeć wystawę czasową prezentującą 100 jordańskich (tak naprawdę arabskich) wynalazków. Była ona w całości multimedialna i przygotowana w całkiem nowatorski sposób. W rolę odkrywców wcielili się najprawdopodobniej odpowiednio ucharakteryzowani aktorzy, którzy – gdy naciśniemy przycisk – zaczynają do nas mówić i opowiadać o swoich odkryciach. Ale nawet gdy ich nie ożywimy i tak są aktywni, poruszając się i zachęcając do wciśnięcia guzika. Największym hitem okazała się możliwość pomalowania wybranego zwierzątka i umieszczenia go na interaktywnym obrazku.
Cytadela (Jebel Al Qala’a)
Jeśli chcecie zobaczyć panoramę Ammanu i zrobić zdjęcie teatrowi rzymskiemu z góry, cytadela jest najlepszym miejscem. Wzgórze stanowi kolebkę osadnictwa w Ammanie, choć dzisiaj jest to raczej muzealna skamielina. Większość zachowanych budowli pochodzi z okresów rzymskiego, bizantyjskiego i umajjadzkiego (był to muzułmański kalifat rządzący na tych terenach w VII i VIII wieku i wywodzący się z Syrii).
Do obejrzenia są resztki rzymskiej Świątyni Herkulesa (dwie stojące kolumny), kościół bizantyjski, umajjadzki pałac i cysterna na wodę. Świątynia Herkulesa miała 30 m długości i 24 m szerokości, a swoją wielkością przewyższała każdą świątynię znajdującą się w Rzymie. Obok niej stała statua patrona, która mogła mierzyć ok. 12 m. Do dziś zachował się tylko fragment dłoni i łokcia Herkulesa.
- Bilet: Jordan Pass / 3 JD
- Czas zwiedzania: 1-1,5 h
Muzeum Archeologiczne
W pobliżu Świątyni Herkulesa znajduje się Muzeum Archeologiczne, w którym eksponowane są zabytki z całego obszaru Jordanii, w tym Petry, ale także z izraelskiego Jerycha. Pomimo niewielkich rozmiarów jest naprawdę ciekawe. Warto stanąć przy każdym eksponacie, przeczytać opis i dokładnie go pooglądać.
- Bilet w cenie wejścia na Cytadelę
- Czas zwiedzania: 30 min
Teatr rzymski
Miałam to szczęście, że mój hotel znajdował się naprzeciwko teatru i przy okazji śniadania codziennie na niego patrzyłam. Położony nieco dalej od centrum downtown, stanowi miejsce spotkań Jordańczyków po zmroku. Młodzi ludzie zbierają się tu i palą fajki wodne, ale wszystko odbywa się bez ekscesów. Teatr robi wrażenie i jest naprawdę imponujących rozmiarów. Zbudowano go w II wieku n.e. na 6 tysięcy osób. W 1957 roku został odrestaurowany, ale miejscami dość nieudolnie i łatwo zauważyć współczesne bloki kamienia. W ramach zwiedzania teatru można też odwiedzić malutkie Muzeum Tradycji Ludowej oraz Muzeum Etnograficzne, w którym zaprezentowano tradycyjne stroje jordańskie oraz sposoby życia tutejszych osadników.
- Bilet: Jordan Pass / 2 JD
Przykład nieudanej rekonstrukcji
Plac przed teatrem wieczorową porą zapełnia się młodymi ludźmi
Meczet króla Abdullaha I
Jedyny otwarty dla zwiedzających meczet w Ammanie. Zbudowano go w latach 80. XX wieku w dość futurystycznym stylu. Może pomieścić 3 tysiące wiernych. Dla kobiet przewidziana jest specjalna szatnia, w której mogą przywdziać czador. Bilet wstępu kupuje się w centrum turystycznym, w którym pamiątki mają horrendalne ceny. Ciekawostką jest to, że meczet znajduje się naprzeciwko kościoła katolickiego.
- Bilet 2 JD
Muzeum Kolei Hidżaskiej (Jordan Hejaz Railway)
O Kolei Hidżaskiej i jej roli na Bliskim Wschodzie przeczytałam na blogu Pawła i wiedziałam, że będzie to mój żelazny punkt wizyty w Ammanie. Snułam wielkie plany, że wybiorę się nawet na wycieczkę koleją, bo miałam być w mieście akurat w weekend, kiedy takie przejażdżki się odbywają. I co? Życie tak się mi ułożyło, że z wycieczki pociągiem nic nie wyszło, ale muzeum już nie odpuściłam. Przeznaczyłam na nie swój ostatni dzień pobytu w Jordanii (piątek). Nic innego nie miałam w planach, więc z rana spokojnym tempem poszłam piechotą z downtown na dawny dworzec kolejowy.
Minęłam m.in. położony na wzgórzu pałac króla Abdullaha II i przeszłam przez dzielnicę, która dawno nie widziała żadnego innego turysty oprócz mnie. Dotarłam na miejsce i… pocałowałam klamkę. Zadzwoniłam dzwonkiem, przyszedł jakiś dziadzio mówiący tylko po arabsku, który pokazywał na palcach 6. Ale nie wiedziałam, czego to dotyczyło. W każdym razie w piątek o 12 muzeum było zamknięte i jest to chyba regułą. W weekendy też niczego nie zwiedzicie, bo odbywają się wspomniane wycieczki pociągiem. Z nosem spuszczonym na kwintę porobiłam parę zdjęć przez ogrodzenie i wróciłam piechotą do centrum.
Pałac Króla Abdullaha II
Król mieszka na jednym ze wzniesień niedaleko downtown (kierujcie się od teatru rzymskiego w stronę dawnego dworca kolejowego) i nie ma wcale prestiżowego widoku z okien. Jego okna wychodzą na jedną z biedniejszych dzielnic miasta. Może to i dobrze, bo dzięki temu nie jest oderwany od rzeczywistości i wyjeżdżając swoją limuzyną, widzi, jak żyją zwykli Jordańczycy.
Król Abdullah II jest świetnym dyplomatą, który potrafi dogadać się zarówno z Assadem w Syrii, jak i premierem Izraela. Ma piękną żonę Ranię, znacznie od siebie wyższą, którą poznał w 1993 roku na przyjęciu. Dwa miesiące później zaręczyli się, a po kolejnych trzech miesiącach wzięli ślub. Rania jest rzeczniczką równouprawnienia kobiet i nie nosi tradycyjnych strojów muzułmańskich. Jej małżonek również wpływa na zmianę wizerunku monarchii, wychodząc na falafela do popularnych knajp w Ammanie. Na przykład do słynnej Hashem położonej w downtown.
Restauracja Hashem
To już żywa legenda Ammanu. Istnieje od 1956 roku i nakarmi każdego głodomora za śmieszną cenę. Ogromny posiłek złożony z kilku talerzyków (falafel, frytki, pasta z bakłażana, pasta z fasoli, pita, ogórek, mięta i pomidor) nie powinien kosztować więcej niż 5 JD (28 zł). Dziś jedzą tu ramię w ramię zarówno miejscowi, jak i turyści, a nawet król Jordanii. Nie jest to typowa restauracja, tylko prosty lokal złożony z pomieszczeń na zewnątrz i wewnątrz. Standard muzułmański – nie liczcie na biały obrus i sztućce. Ale jest naprawdę pysznie.
Stary Dom (Duke’s Diwan)
Diwan Duke to niewielkie muzeum urządzone w budynku z 1924 roku, w którym dawniej mieścił się pierwszy w Ammanie urząd pocztowy. Samo określenie „diwan” w języku arabskim oznacza dom dla gości. Dziś jest to miejsce otwarte o każdej porze dla turystów i artystów. Nie ma biletów wstępu ani sztywnych reguł zwiedzania. Bo nie jest to też typowe muzeum, a raczej mieszkanie, które pozwala nam przenieść się do lat 20. XX wieku. Ja czułam się tu jak bohaterka filmu Woody’ego Allena „O północy w Paryżu”. Na własnej skórze poczułam, jak wówczas żyli mieszkańcy Ammanu i dowiedziałam się, jak wyglądały ulice miasta dzięki historycznym fotografiom. Mieszkanie jest wypełnione artystycznym duchem, a piękne, secesyjne okna stanowią niezwykły kontrast wobec obecnej jordańskiej architektury.
Grudzień 2018 r.